Był piękny i słoneczny poranek…
- O mój boże… jak długo my już mieszkamy w tej dziurze? - Avril, trochę przerośnięta irbisica,
zeskoczyła z dość dużego, jak na jej rozmiary, stołka. Pytającym wzrokiem
spojrzała na swoja towarzyszkę, która nie wiedząc, czemu układała sobie włosy.
Georgia rzadko, kiedy nosiła inną fryzurę niż jej niedbale spięte z tyłu włosy,
które nawet, gdy były spięte wyglądały jak rozpuszczone i rozczochrane przez
wiatr. Odwróciła się w stronę kota. W zębach trzymała czarną spinkę, a rekami
próbowała „cierpliwie” zapanować nad burzą czerwonych włosów.
- Ne wem… może jakieś dwa miesące? – wyjęła spinkę z buzi i spięła kilka
loków. Odwróciwszy się do lustra o mało, nie rozbiła go przy nagłym wybuchu
złości - Co to ma być?! – wykrzyknęła sfrustrowana ni to do włosów ni to, do
Avril.
- Cóż, musze przyznać… niektóre stare wiedźmy przy tobie wyglądają
lepiej – kotka rozciągnęła swoje wargi w kocim i w dodatku złośliwym uśmiechu.
- I ty Avril przeciwko mnie? –
zapytała czerwono włosa cytując słowa Juliusza Cezara przed śmiercią.
- Nie, oczywiście, że nie. Zawsze jestem z tobą, ale teraz naprawdę
wyglądasz emm... dziwacznie?
Georgia przekręciła oczami i nic nie odpowiedziała. Wyciągnęła wszystkie
spinki i zaczęła rozczesywać włosy. Szczerze nienawidziła porannej toalety, a w
tym najbardziej czesania włosów. Pewnego dnia postanowiła, że będzie lepiej
dbała o swoje włosy, niestety już owego pierwszego dnia się spaliła i wyszła do
ludzi jak zwykle w byle jak uczesanych włosach. Jak wielu zauważyło, dzisiaj
jest tak samo. Georgia spięła je tylko z tyłu, aby bardziej opadały na lewe
ramię i aby wygolony pas włosów z prawej strony był widoczny. Lubiła jak ludzie
troszkę się odsuwali ja jej widok. Dla niej to było tylko więcej miejsca podczas
porannego tłumu. Dziewczyna usiadła na łóżku i zabrała się za ubieranie
wysokich, czarnych butów.
- Dwa miesiące?! Po prostu nie umiem w to uwierzyć. Oczywiście, w
niektórych miejscach bywałyśmy o wiele dłużej tyle, ze tamte miejsca nie były miejskimi
dziurami, tak jak t o. – Avril omiotła wzrokiem nie duży, drewniany pokój
„hotelowy”. Cóż, karczma w jakieś zatrzymały się, kiedy to zima wróciła po
małym urlopie, (który trwał może tydzień od poprzedniego ataku) nie należała do
najlepszych. Ale liczyło się to, że było tu ciepło, sucho i można było na
miejscu kupić sobie posiłek, (który tez nie należał do najlepszych). Niestety w
marcu, prawie wszystkie miejsca w droższych karczmach były pozajmowane, przez
kolejny powrót zimy (ku uciesze wszystkich – był ostatni).
- Widzisz… dla nas czas płynie szybko i chodź dopiero jesteśmy tutaj 2
miesiące, to już dzisiaj opuścimy to miejsce. Dla zwykłych ludzi, dwa miesiące
to jak dwa lata, a dla nas 2 miesiące to jak dwie sekundy – zaczęła filozofować
Georgia.
- W sumie masz racje. Zaczynam postrzegać wszystko jak zwykły wieśniak…
dobra człowiek –szybko poprawiła się kotka, widząc spojrzenia Georgii – To wina
tego dziwnego miasta i tych dziwnych jej mieszkańców. Zaraz zacznę puszczać
fajerwerki, że już opuszczamy to cholerne miejsce. Tu są sami zboczeni łajdacy,
nieumiejący przestrzegać regulaminu, dlatego też zostali wywaleni z wojska i
teraz pałętają się po jednogwiazdkowych hotelo - karczmach.
Georgia wybuchła śmiechem. Ściany były cienkie i doskonale można było usłyszeć
fragmenty rozmów z pokoju obok, a co dopiero śmiech sąsiada. Niestety Georgii
to nie ruszało.
- No, co… bo ty jak zobaczysz jakiegoś fajnego faceta, to od razu
przewraca ci się w głowie i nie wiesz, co robisz. Następnym razem to ja
rezerwuje pokój – Avril zmrużyła oczy i wskoczyła na stół, aby sprawdzić, co
dzieje się na ulicy.
- No, ale nie zapominaj też, ze jak ty zobaczysz jakiegoś umięśnionego
kocura to od razu futerko ci się jeży. Nigdy nie zapomnę twojej rekcji na ta
czarna panterę: Ale ciacho… - Georgia zmrużyła oczy i zaczęła spod rzęs gapić
się na swoje odbicia, jakby widziała w nim przystojnego mężczyznę. Avril
uniosła jedna brew. Niestety tylko dobry wzrokowiec może dostrzec ten ruch mięśnia
spod coraz cieńszego futra - No nie patrz się tak na mnie. A poza tym...
powiedz mi, jaki karczmarz będzie słuchał kota. Prędzej sięgnie po kusze i
wskoczy na meble, żeby nie zostać pogryzionym przez ciebie. A ty się wkurzysz i
jak zwykle, go pogryziesz, bo zamiast rezerwować pokój to on robi dziwne przedstawienie,
czyli… standard.
Georgia wstała i zaczęła ubierać swój płaszcz. Nagle ktoś zapukał do
drewnianych drzwi. Dziewczyny wymieniły spojrzenia i Georgia ruszyła otworzyć.
Avril, aby nie wypaść jak dzikie zwierze, zeskoczyła ze stołu i usiadła na łóżku.
Zaskrzypiały drzwi, a w przejściu stał… facet. I to nie byle, jaki facet.
Wewnętrzny głos Georgii (a może to była Avril) mówił jej, że jest kawalerem.
Dziewczyna omiotła wzrokiem nieznajomego: ubrany na czarno, herb Convalli,
miecz przy lewym boku, jasno brązowe, dłuższe włosy.
~ Straż Convalii - powiedziały
jednocześnie telepatycznie Georgia i Avril.
- Przepraszam, że panią (Panie!
– wtrąciła się myślami Avril) niepokoje, ale dostaliśmy rozkaz przeszukania
wszystkich budynków w mieście – mężczyzna lekko skinął głowa i zrobił
nieznaczny krok do przodu, dając jej do zrozumienia, że lepiej ma go wpuścić.
Georgia odsunęła się i pozwoliła mu wejść.
- Jest to mały pokój. Chyba najmniejszy w całej karczmie: sypialnia i
mała łazienka. Wątpię, żeby… a tak właściwie, dlaczego przeszukujecie te
budynki? – Georgia zaczęła ciężko myśleć, czy mężczyzna podał powód
przeszukiwania.
- Rozkaz króla – powiedział zdawkowym tonem strażnik. Georgia lekko
zaskoczona kiwnęła głową. Mężczyzna zajrzał do małego pomieszczenia obok. W
łazience mogły się zmieścić zaledwie 2 osoby. Żołnierz zamknął drzwi i omiótł
swym podejrzliwym wzrokiem sypialnie. Powoli ruszył w stronę dziewczyny, jednak
ona miała wrażenie jakby się wahał. W ostatniej chwili skręcił w stronę lóżka i
zajrzał pod nie. Dla Georgii i Avril o pół sekundy, (a może i sekundę)
spoglądał tam za długo. Strażnik wyprostował się i tym razem pewnym krokiem
ruszył w stronę czerwono - włosej.
- Ładne buty – pokiwał lekko głową. Dziewczynę zatkało, odruchowo
spojrzała na swoje wysokie, czarne kozaki, które były zabójcze dla wroga, przy
każdym kopnięciu.
- Ee... dziękuje – odparła
niepewnie – Pan również ma ładne… Em… buty.
- To do widzenia i przepraszam za najście – jeszcze raz pokiwał głową i,
ruszywszy stronę drzwi, wyszedł.
Jeszcze przez chwilę Georgia i Avril niczym w stanie katatonii gapiły
się na drzwi, którymi przed chwila wyszedł mężczyzna.
- Co to do jasnej cholery było? –
na ziemie pierwsza spadła Avril.
- Nie wiem.
Georgia nie bardzo pamiętała jak udało jej się spakować. Była tak
zszokowana porannym zajściem, że nie mogła skupić myśli na niczym innym. Ciągle
w głowie kołatało jej jedno zdanie „Ładne buty”. Czasami nawet wzdrygała się,
kiedy jej myśli znowu obracały się o 180* i przed oczami stawały jej naprawdę
niestworzone rzeczy.
- Nie no proszę cię… zostańmy przy tym, że jest kawalerem – odparła
Avril, kiedy zobaczyła kolejną teorie spiskową Georgii.
- No, ale to tez jest bardzo prawdopodobne.
- Byłoby bardziej prawdopodobne, gdyby wywaliliby go z wojska za gwałt.
W sumie wszyscy strażnicy Convalli są tacy sami.
- Co?! Nie, nie, nie… czy ty
zawsze musisz wszystkich oskarżać o gwałt? Ych… za dużo mleka wypiłaś w
dzieciństwie – Georgia zaczęła zapinać
pas z bronią.
- A ty niby jesteś święta? U ciebie wszyscy ze wszystkimi spali –
odparła Avril zakładając kocią pelerynę.
- Dobra, wygrałaś.
Georgia przełożyła czarną torbę przez ramię i założywszy płaszcz, razem
z Avril wyszła z pokoju. Zamknęła go na klucz i ruszyła wąskim korytarzem w
stronę schodów. Jak zwykle rano w karczmie nie było ludzi. A jeżeli się jacyś
pojawili, to nie zwracali uwagi na innych gości. Tak, więc dziewczyny mogły
spokojnie zniknąć z kolejnej karczmy i zamieszkać w nowym miejscu. Jak bywało w
ich zwyczaju, (lecz zawsze twierdziły, że dzieje się to całkiem przypadkowo) w
każdym miejscu tworzyły sobie nowych wrogów. Dlatego też nie mogły długo
przebywać w jednym mieście. Ku radości Georgii i Avril ich nowi wrogowie z karczmy
„Wściekły smok” już ich (prawdopodobnie) nigdy nie zobaczą. Georgia oddała
klucz i wyszła na świeże powietrze. Słońce miło grzało twarz, a i wiatr nie
wiał mocno.
Powoli ruszyły w stronę tłumu, który przez te pół godziny zdążył
zwiększyć się prawie czterokrotnie. Georgia i jej iunctus wiedziały, że dzisiaj
miał być, jak to określił król Convalli Wielki
targ. Kupcy z różnych pobliskich, jak ich ty dalszych miast przybyli do
Convalli, aby tutaj po jak najlepszej cenie sprzedać swoje towary. Oczywiście
za kupcami przybywała liczna ludność, która ledwo mieściła się w niezbyt
szerokich ulicach miasta.
- Ty chyba żartujesz. Proszę cię powiedz, że żartujesz! – wołała
błagalnym głosem Avril, kiedy dostrzegła, że Georgia kieruje się w stronę
straganu z bronią.
- Coś się stało? - Georgia widząc minę Avril, uśmiechnęła się złośliwie
i zaczęła przyglądać jednemu z elfickich mieczy.
Kotka tylko zmrużyła oczy i odwróciła się tyłem do Georgii. Zaczęła
patrzeć na wielki tłum ludzi (a nawet nie tylko ludzi), który przemierzał
targowisko. Przyłapała się tez na tym, że gapi się na jakiegoś kocura.
Zmieszana szybko odwróciła wzrok na jakiegoś małego chłopca, który bawił się…
czymś. Zerknęła na Georgie, która z wielkim zapałem studiowała kolejny miecz.
Irbisica odetchnęła z ulgą. Po chwili nie wytrzymała i położywszy wielkie łapy
na straganie fuknęła.
- Możesz podać mi, chodź jeden powód, dla którego się tutaj
zatrzymałyśmy?!
Kupiec spojrzał z lekkim niepokojem na kota. W życiu widział wiele,
nawet gadające zwierzęta. Lecz tym razem nie miało to znaczenia, czy kot ten
gadał czy nie, ponieważ obawiał się każdego wkurzonego zwierzęcia. Spojrzał na
dziewczynę z czerwonymi włosami, która od jakiś 5 minut gapiła się w jeden
punkt na elfickim mieczu.
- Taaaak – odparła Georgia przeciągając samogłoskę. – Powiedz mi, co ci
to przypomina? Dziewczyna wskazała miejsce, na które spoglądała od dłuższego
czasu.
- Ej, cierpię na dalekowzroczność
– Avril mrużąc oczy, odchyliła głowę do tyłu, jakby miało to świadczyć,
że niedowidzi.
- Ta jasne, biedna babcia Avril dostała pierwszych objawów starości –
zażartowała Georgia- Dobra, jeżeli nie chcesz, to nie patrz.
Georgia już miał odłożyć miecz, kiedy kotka przechwyciła go szybkim
ruchem łapy.
- Dobra, dobra… ale wiedz, że
rzygam już straganami z bronią. Zbyt dużo ich już odwiedziłam.
Irbisica zaczęła patrzeć na wskazany punkt.
-Emm… to jest… chwilka, strasznie zniszczony ten miecz. Widać, że ktoś
chciał cos ukryć... hmm... to jest smok? Tak, to jest smok – Avril spojrzała na
Georgie. Ta zaś spoglądała na Avril jakby też wiedziała, że to smok. Kotka
znowu zerknęła na miecz i zrobiła dziwną minę.
- Co?! ŁAAA.. SMOK! – Avril gwałtownie odskoczyła i rzuciła przedmiot na
stragan. Przechodni spojrzeli dziwnie na Georgie i jej kota. Czerwonowłosa o
mało nie zachłystnęła się śliną widząc reakcję swojego iunctusa. Avril
spojrzała niepewnie w obydwie strony i podeszła bliżej Georgii.
~ Trzeba było mi od razu
powiedzieć, ze zwęszyłaś coś ciekawego.
- Ile za ten miecz? – zapytała Georgia. ~ Zwęszyłam go zaledwie 5 minut temu.
- Cóż, to rzadki okaz. Niestety jest bardzo zniszczony. 15 złotych
monet.
Georgia wręczyła kupcowi pieniądze i wzięła miecz. Powoli ruszyła w
stronę kolejnych straganów, a Avril bezszelestnie kroczyła obok niej.
~ No dobrze. Może przypomnijmy
sobie wydarzenia minionych minut. Przed chwilą kupiłaś stary elficki miecz. W
dodatku jest strasznie zniszczony, co sprawia, że jeszcze bardziej go
dyskwalifikuje. Ale mniejsza o to. Przyglądałaś się mu jakieś 5 minut, a potem
pokazałaś go mnie, co sprawiło, że nastąpiła bardzo dziwna sytuacja, w której
ludzie dziwnie na nas spoglądali. Lecz nie zmienia to faktu, że ta ledwo
trzymająca się kupa elfickiego żelaza trafiła na stragan posiadający, świetnią
broń za kosmiczne ceny! A ty kupiłaś miecz za 15 złotych monet! I to w dodatku
stary, zniszczony, no dobra, może jest elficki, ale elfickich mieczy jest
równie dużo, co wykonanych ludzką ręką! Więc Georgia do jasnej cholery, może
wreszcie byś się odezwała i spróbowała mi wytłumaczyć tak, żebym zajarzyła: CO
TO MIAŁO ZNACZYĆ?!
~ Avril… gdybym wiedziała, o
co w tym wszystkich chodzi to bym nawet nie musiała ci tego mówić, bo od razu
być to wiedziała…, ale ja po prostu już z głupiałam. To jest ta jedna z tych
głupich chwil, kiedy nie ogarniam świata. Najpierw ten strażnik wyskakujący z
tekstem o butach, a teraz elficki miecz śmiertelnie niebezpieczny dla naszych
smoczych przyjaciół. Georgia
nagle zwolniła i nie widocznym wzrokiem przyglądała się przedmiotom kupowanych
przez ludzi. Avril podążała za jej oczami, gdy nagle dostrzegła pięknie
wymodelowaną dłoń młodej damy, która głaskała fioletowy jedwabny materiał.
- Chyba, mamy gości – wymamrotała cicho wskazując grupkę szlachciców.
Georgia zmarszczyła brwi i zaczęła szukać wskazanych ludzi. Nie całe 10
metrów dalej stała najmłodsza z córek króla Convalli – Victoria. Obok niej
stała jej służąca, a także najwyższy dowódca straży tego miasta i kilku
żołnierzy. Kobiety były bardzo zajęte wyborem jedwabnego materiału, a w tym
wszystkim pomagał im narzeczony Victorii
- Marc.
- Bo on niby zna się na jedwabnych materiałach – wypaliła Georgia.
Księżniczka i jej służąca podniosły głowy, dowódca zmarszczył brwi, a
zdziwieni przechodni zaczęli spoglądać po sobie. Avril o mało nie parsknęła
głośnym śmiechem i popchała dziewczynę do straganu z garnkami prosto z Rusi.
Georgia ulizała włosy rękami i postawiła kołnierz, jakby dawał on całkowitą
ochronę przed ciekawymi spojrzeniami innych.
- Któż jest taki odważny i twierdzi przy całej ludności z różnych
zakątków świata, że ja nie znam wartości różnych tkanin.
- Ile za ten garnek? - zapytała Georgia chwytając pierwsze lepsze
pomieszczenie.
- 4 miedziaki.
Ruda rzuciła mu pieniądze i razem z Avril i garnkiem pod pachą ruszyła w
stronę budynków. Ku ich szczęściu dowódca stał do nich tyłem, więc nie zauważył
dwie bardzo charakterystyczne postaci w nowo kupionym garnkiem. Gdy skręciły w
wąską uliczkę puściły się biegiem, aby jak najszybciej oddalić się od głównego
placu i wkurzonego Marca.
- Kobieto, co cie napadło, żeby mówić to na głos?! – Avril próbowała
zachować powagę, lecz nie potrafiła, ponieważ na sama myśl o zdziwionej minie
Marca chciało jej się płakać ze śmiechu.
- Ale ja nawet nie wiedziałam, że mówię to na głos. Byłam pewna, że… -
śmiech Georgii i Avril odbijał się echem od ścian. Po chwili, gdy uspokoiły się
i zaczęły brać głębokie oddechy ruszyły dalej.
- Dobra, spadajmy stąd, bo spotkamy tego twojego znawcy butów i jeszcze
stwierdzi, że masz ładny śmiech.
- To by było już za wiele. Czułabym się osaczona przez wrednego faceta,
któremu podobają się moje buty. A tak właściwie, na cholerę nam ten garnek? –
Georgia przyglądała się nowej rzeczy.
- Nie chce nic mówić, ale ty go kupiłaś. Poza tym Amber lubi garnki z
Rusi. Podobno są bardzo wytrzymałe.
- No chyba nie będziemy trzymać jakiegoś jednego, durnego garnka, dla
jednej, pokręconej osoby, która mieszka w Indiach! - prychnęła Georgia.
- Cóź… jak już wcześniej wspominałam, ty go kupiłaś. Zresztą mogłaś
wybrać jakiś hinduski dzbanek czy coś –Avril powoli ruszyła na przód.
- Tak oczywiście. Będę latała po całym targu w poszukiwaniu hinduskiego
dzbanka, kiedy to trzeba wiać przed facetem z urażoną dumą – dziewczyna pokręciła głową i ruszyła za
iunctus’em.
- Nie musisz latać, możesz
biegać.
Georgia zrobiła minę w stylu WTF?! i wielce obrażona skręciła w większą
ulicę, gdzie stały kolejne stragany. Chwila powagi trwała bardzo krótko, a
minęła, kiedy spostrzegły jeszcze więcej stoisk z garnkami i... hinduskimi
dzbankami.
- Nieee... ja zaraz tutaj nie wyrobie. Proszę cię, musimy chodzić między
tymi… przedmiotami? – Avril zaczęła błagać.
- Ty myślisz, że mam ochotę chodzić między tymi wieśniakami i ich
garami? Gdybym mogła to bym uciekła od razu do bramy, ale za cholerę nie umiem
się zorientować gdzie ona jest - Georgia zaczęła kręcił się w wokół własnej
osi, ale to spowodowało całkowita utratę orientacji w terenie. W końcu ruszyły
w pierwsza lepsza stronę, byleby dalej od przedmiotów kuchennych. Gdy
dostrzegły coś godnego uwagi zatrzymywały się i zamieniały kilka słów z kupcem.
Czasem odchodziły od straganów z uśmiechami na twarzach. Jednym z powodów, z
jakiego miały ubaw to naprawdę śmieszni kupcy. Jeden z nich nawet próbował
wcisnąć im na siłę najnowszy zestaw chińskiej porcelany.
- Wszystko, tylko nie porcelana Made in China. – Avril zaczęła truchtać.
- Ale ona nie była taka zła. Te wzorki były całkiem… Emm... zboczone?
- Jeszcze tego brakowało, żeby sprzedawać porcelanę ze zboczonymi
obrazkami.
Georgia zaczęła chichotać na cały głos. Nagle tuż przed jej oczami
mignęła burza ciemno brązowych włosów. Lekko kręcone kosmyki powiewały na
wietrze pewnej nieznajomej.
- Chodź.
Zawołała ruda do swojej kotki i szybkim krokiem ruszyła w stronę innej
dziewczyny. Przez pewien moment miała wrażenie, że ją zgubiła w tłumie ludzi.
Lecz za nim zdążyła dokładniej zastanowić się nad jej zniknięciem, od razu ją
dostrzegła, przy jednym ze straganów. Nieznajoma zakupiła pewien przedmiot i
zanim ruszyła dalej obejrzała się, jakby wyczuwała, że jest obserwowana.
- Hy? Gdzie ty idziesz? – Avril
zdziwiona ruszyła przez tłum, ledwo przeciskając się między wieśniakami. Już znalazła się przy Georgii, kiedy wielki
tłum ludzi znowu je rozdzielił. Wkurzona kocica, przedostała się pod mury i
wskoczyła na jeden z niziutkich wałów, pozostałości po nieistniejących już
budynkach.
~Georgia!
~ Co się stało?!
~Ciebie mogłabym zapytać o to
samo. Leziesz gdzieś, nie mówiąc ani słowa…, chociaż nie, powiedziała jedno
słowo „chodź”.
~ Chyba zaraz nastąpi bardzo
miłe powitanie po bardzo długiej przerwie.
Avril wypatrzyła Georgie w tłumie.
~ Chyba wiem, o kogo ci chodzi.
- Oj, wiesz – Georgia wypowiedziała to
zdanie w myślach, jak i na głos. Szybkim
krokiem, a nie będzie kłamstwem, jeżeli napisze truchtem, pobiegła w stronę
kręconej brunetki. Przez moment, kiedy ta odwracała się w jej stronę, Georgia
dostrzegła błysk jej lagunowych tęczówek. Wtedy ruda, jak i Avril wiedziały jak
bardzo szczęście im dopisało. Georgia złapała dziewczynę za łokieć i zaciągnęła
ją do bocznej uliczki. A właściwie, próbowała, bo dziewczyna zaczęła się
wyrywać.
- Puszczaj! – syknęła. Lecz Avril popchnęła ją swoimi przednimi łapami.
Nivis prawie upadła, gdyby nie szybka reakcja swojej rudej przyjaciółki.
Szybkim krokiem wszystkie trzy ruszyły do jednej z ciemnych dziur tego miasta.
Georgia, Avril i Nivis stanęły naprzeciwko siebie. Brązowy płaszcz przykrywał
elficką tunikę z wyhaftowanymi roślinnymi wzorami i przypiętymi częściami
zbroi. Przez chwilę wszystkie trzy mierzyły się wzrokiem, czekając, aż któraś
przemówi. Jako pierwsza zabrała głos Nivis.
- Georgia... o mało zawału nie dostałam! – dziewczyna przytuliła
Georgie, co ją bardzo zaskoczyło.
- W życiu bym nie powiedziała, że spotkamy się akurat w tym mieście. Co
za przypadek. A widzisz, mogłyśmy się minąć – uśmiechnięta Nivis poprawiła
miecz ukryty w fałdach płaszcza.
- No cóż. Musisz podziękować Georgii, bo to ona wypaliła na cały głos o
najwyższym dowódcy Marcu i jego skąpej wiedzy na temat tkanin – Avril
zachichotała.
- Emm... ujmę to tak: WTF?!
- Widzisz. Bo tylko ja jestem zdolna mówić o tym na oczach całego
świata, w dodatku nie zdając sobie sprawy z tego, co robie – Georgia poklepała
Nivis po ramieniu.
- Coś mi mówi, że mamy przed sobą wiele godzin spędzonych na
konwersacji.
Georgia zrobiła wielkie oczy. Nivis zaczęła chichotać, po czym Georgia i
Avril do niej dołączyły. W wąskiej uliczce było ciemno, ale dziewczyny widziały
się wyraźnie, tak samo jak inne podejrzane rzeczy. Nagle po drugiej stronie
Avril dostrzegła poruszający się kształt, a nawet kilka kształtów. Zaskoczone dziewczyny
wpatrywały się jak oniemiałe w zbliżających się mężczyzn – jak wywnioskowały po
ich posturze. Gdy nieznajomi stanęli przed nimi, dla Georgii czas jakby się
zatrzymał.
~T-t-t-tooo… - zaczęła.
~ Tak, wiem.
Przed nimi stał ten sam strażnik, który rano przeszukiwał pokój, w
którym niegdyś mieszkały.
- A cóż tak piękne panienki robią w tak ciemnym i niebezpiecznym
miejscu. Czyżbyście nie wiedziały, że lepiej się nie zapuszczać w takie
mieszczańskie dzikie ostępy. Mogłoby
się to źle skończyć, szczególnie dla takich… dam – na przód wyszedł… nie, kto inny jak Marc
Landolrley – najwyższy dowódca Convalijskiej straży. Georgia jak otępiała
gapiła się to na dowódcę, to na blondyna. Stojącej obok Nivis ręce opadły.
Widząc otępienie Georgii i zaczęła szukać wsparcia u Avril. Ale dopiero teraz
przypomniało jej się, że to nic nie da, bo przecież Gy jak i Av są po części
jednością. Musze wziąć sprawy w swoje
ręce pomyślała.
- Och... ma pan całkowitą rację. Ale widzi pan my szukałyśmy jakiegoś
miejsca, w którym mogłybyśmy porozmawiać, zdala od ciekawskich ludzi – Nivis objęła Georgie w pasie i ja
uszczypnęła w plecy. Dziewczyna lekko się wyprostowała i uśmiechnęła - Poza
tym, jak wchodziłam tutaj, wydawało mi się, że to miejsce nie jest tak bardzo
straszne, jak inne, jak pan to ładnie ujął mieszczańskie
dzikie ostępy – Nivis posłała zniewalający uśmiech do dowódcy, który tylko
zmarszczył brwi.
~On ma narzeczoną – w głowie
brunetki rozległy się dwa głosy, które łączyły się w jeden niczym warkocz. Były
to Avril i Georgia.
- Interesujące. Doprawdy. Ale pozwolą się panie wyprowadzić? – tym razem
to blondyn posłał Nivis uśmiech, odsłaniając swoje białe i równe zęby.
- Ma pan rację. My chyba, już pójdziemy. Zresztą chłodno się zrobiło w
tym cieniu – Nivis zaczęła ciągnąć Georgie z dala od dziwnych mężczyzn, ale ci
wzięli je pod pachy i zaprowadzili w drugą stronę. Trzeci strażnik, który jak
dotąd był niewidzialny, teraz szedł obok Avril, która czuła się nieswojo w jego
obecności, a nawet przez chwilę poczuła powiew grozy. Nagle znaleźli się na
słońcu. Wielki tłum nadal przechodził przez wąskie ulice, ale jedno miejsce
omijali wielkim łukiem. Całkiem niedaleko stała Victoria ze swą służbą i strażą.
Ruszyli w ich stronę. Dziewczyny i kotka starały się zachować spokój i iść
naturalnie, lecz im bardziej zbliżały się do owej grupki osób, tym narastał w
nich niepokój. Gdy stanęli przed Victorią najbardziej zaciętą minę miała
Georgia. Avril pewnie też by taką miała, gdyby zwiększyła swe rozmiary i
spojrzała jej prosto w oczy, niestety jeszcze była młoda i zbyt mała. Nivis zaś
z lekko rozszerzonymi oczami gapiła się na suknię księżniczki, nie bardzo
rozumiejąc jak można cos takiego nosić.
- Pani – Marc podszedł do Victorii i pocałował ją w rączkę. Ta zaś
dygnęła.
- Panie, wreszcie wróciłeś. Jaką to niespodziankę dla mnie
przygotowałeś?
Marc zachichotał cicho i spojrzał na nią zagadkowym wzrokiem. Victoria
znała to spojrzenie i wiedziała, co ono znaczy. Zresztą bardzo wiele czasu
spędzała z tym mężczyzną, z którym za niecały miesiąc miała się pobrać.
- Dlaczego się tak trudzisz z poszukiwaniem odmieńców? Przecież jak
mówił mój ojciec, te stworzenia ciężko złapać.
- Och, może i ciężko złapać, ale dziś dopisało nam szczęście. Proszę
spojrzeć na nie – tu z ledwo zauważalna odrazą wskazał ręką Nivis, Georgie i
Avril – Czyż się nie wyróżniają od
innych ludzi? Zapewne powiesz, że
istnieją ludzie z rudymi włosami, ale czyż nie są one czerwone niczym krew?
Zapewne powiesz, że wiele ludzi ma zielone oczy, ale czyżby tak mocne, jak
trawa w słońcu? Zapewne powiesz, że wiele osób posiada za przyjaciół różne
zwierzęta, ale czy są one podobne do swojego pana?
- Rozumiem cie doskonale, ale jak na razie nie widzę, żadnych argumentów
przeciwko tej dziewczyny – wskazała Nivis.
- Nie będę przedłużał: lagunowe oczy, świetliste włosy, ubiór
niewskazujący na żaden ród. To są odmieńcy. A takich jak one trzeba zniszczyć,
są straszliwie niebezpieczni – w tym samym momencie dowódca wyciągnął miecz z
pochwy, zrobił potężny zapach w stronę Georgii. Ta zaś pociągnąwszy za sobą
Nivis przysiadła i wyprostowała się. Marc był bardzo zadowolony ze swego
pokazu, chodź nie udało mu się uciąć głowy jednej z odmiennych. Odwrócił się w stronę
przerażonej Victorii i schował miecz z charakterystycznym brzękiem.
Nivis zaczęła rozglądać się dookoła i zdała sobie sprawę, że są w
potrzasku. Wiele ciekawych ludzi zrobiło krąg wokół nich, a straż powoli
krocząc zbliżała się niemiłosiernie. Wyciągnęli miecze. Jako pierwszy
zaatakował blondyn, co dla dziewczyn nie było zaskoczeniem. Jak zwykle próbował
powalić Georgię. Ta odskoczyła do tyłu, prawie przewracając Nivis. Wtedy
zaatakował kolejny strażnik robiąc niegroźne zadraśnięcie na policzku Nivis.
~ Cos mi się zdaje, że będziemy
musiały użyć bron. – Avril jak dotąd bardzo spokojna, teraz strasznie
wściekła spoglądała na zbliżających się mężczyzn. Obudził się w niej dziki
instynkt zimowego łowcy.
~ No cóż, chyba nie mamy wyjścia – odparła Georgia.
- Marc, nie rozumiem. Chcesz zabić te dwie dziewczyny tylko, dlatego, że
nie są tacy jak my. Rodziny się nie wybiera, to nie jest ich wi…
- Victorio, co ty pleciesz. Co by powiedziała matka, nie wspominając o
ojcu! To nie są ludzie, nie mają prawa żyć, oni są jak śmieci! – zdenerwowana służąca, otarła białą
chusteczką pot z czoła.
Georgia zmrużyła oczy, a Avril wydała z siebie złowrogi pomruk. Nivis
stojąca za swoją przyjaciółka, wyszła zza niej i uniósłszy jedną brew spojrzała
wściekle na dwórkę księżniczki. Kobieta ta była już starsza, w życiu swoje
widziała, ale jako, że służyła na królewskim dworze, zgłupiała totalnie.
- Cos ty powiedziała? – Avril zaczęła powoli skradać się w jej stronę.
Marc automatycznie wyciągnął miecz, a inni strażnicy skierowali ostrza na
kotkę. Służąca uniosła głowę do góry i myśląc, że zasłoniła księżniczkę, tak
naprawdę, nie ruszyła się ani o centymetr.
- Stul pysk kocie. Jeszcze tego nam brakowało, żeby gadać ze zwierzętami
– jeden z żołnierzy podniósł kusze i wystrzelił strzałę. Avril nie odrywając
wzroku od służącej, poruszyła uchem słysząc świst pocisku. Georgia lekko
przekręciła, a można by rzec lekko drgnęła głową, aby zerknąć na strzałę, którą
spaliła się w powietrzu zanim trafiła w cel. Nastąpiła chwila ciszy. Chwila
oczekiwania. Coś, co można porównać do ciszy przed burzą. Ten spokój mąciły
tylko głosy innych ludzi, idących kilka metrów dalej. Jednak dla osób, które
właśnie mierzyły się wzrokiem nic nie wywróciło z równowagi.
- Zabić – syknął Marc, mający już serdecznie dosyć zaistniałej sytuacji.
Szczerze nienawidził dwórki Victorii, a sama Victoria była strasznie
sprawiedliwa i niezmiernie rzadko można było sprzeciwić się jej argumentom.
Marcowi tylko pomagała ta stara kobieta, która swoim zachowaniem irytowała
każdego, ale znała wszystkie zasady, prawa, maniery i inne rzeczy, których
jedna encyklopedia nigdy by nie pomieściła. Jak ona to robiła, nie wiedział
nikt oprócz samej rodziny królewskiej i kilku zaufanych osób. Była ona niegdyś
wiedźmą, a teraz jest dwórką Victorii, jako, ze przeszła na stronę Cornvalli i
w ogóle ludzi wyrzekając się magii, chodź czasami ją używa na rozkaz króla.
Marc spojrzał na Georgie, Nivis i Avril, które piorunowały wzrokiem nie
tylko ich, ale także zwykłych gapiów. Wiedział, że nie są to zwykłe dziewczyny,
które sobie przyszły na zakupy wybierać nowy materiał na suknie. Rozpoznał ten
głos, który narobił mu tyle wstydu nie całą godzinę temu, ale zdawał sobie tez
sprawę, że nie zrobiła tego specjalnie. Lecz decyzja już zapadła, a on musiał
zachować swoją godność, a także godność straży królewskiej. Powoli się odwrócił
i razem z Victoria i jej dwórką udał się w stronę zamku.
Gdy odeszli troje nieznajomych miało doczekać się sprawiedliwości. Wśród
nich była także samica irbisa. Wszyscy ciekawi ludzie tylko czekali na ten
moment. Georgia westchnęła.
- Nie wiem czy wiesz, Nivis, ale strasznie stęskniłam się za…
- Zabijaniem? – dokończyła Avril z lekkim uśmiechem.
Wszystkie trzy w jednym momencie stały z orężem w dłoniach (Avril zaś w
łapach). Georgia jak zwykle za cel wzięła sobie blondyna. Po wielu dyskusjach z
Avril stwierdziły one, że jest całkiem przystojny. Chłopak powoli podszedł w
stronę rudej. Ku jej zaskoczeniu nie zaatakował, tylko kiwnął głową. Troje
żołnierzy doskoczyło do Georgii machając z wielką siłą mieczami. Dziewczyna
zrobiła piruet z przysiadem. Cięła dwoma lekko zakrzywionymi ostrzami nogi
przeciwników. Ostatni miał najgorzej. Ostrze przecięło jego brzuch, a nie uda.
Georgia odwróciła miecze w dłoniach. Wstając
prawie przepołowiła dwóch strażników, a stającemu naprzeciw wbiła dwa
ostrza w serce. Wyszła z kręgu trupów i zbliżyła się do blondyna, ale w
ostatniej chwili przystanęła. Zerknęła
na Nivis i Avril, które stały jak skamieniałe. Powoli, bez żądnych gwałtownym
ruchów, odwróciła głowę w prawą stronę. Tuż obok niej stał pół olbrzym. Potężny
mężczyzna mierzył z 2, 5 metra, a w dłoniach dzierżył topory. Widząc, że robi
zamach, rzuciła miecze w górę. W
ostatniej chwili zademonstrowała skok na rękach w tył. Topór świsnął tuż pod
stopami dziewczyny.. Nivis widząc tę krytyczna sytuację o mało nie zaczęła krzyczeć.
Georgia lądując złapała swój oręż.
- Nie jest tak źle – zachrypiała. Minęło sporo czasu odkąd z kimś
walczyła. Zazwyczaj udawało się jej i Avril wychodzić z niebezpiecznych
sytuacji bez szwanku, nie wyciągając przy tym broni.
Potężny mężczyzna zbliżył się w ich stronę. Według spekulacji innych nie
zauważył Avril, która dzięki swoimi silnym łapom skoczyła na giganta. Wbiła mu
pazury w tors i łopatki. Przeciwnik ryknął z bólu, zaczął się szamotać. Pazury kota, zaczęły
drążyć coraz głębsze i dłuższe rany w stronę tali wroga. Nivis i Georgia
korzystając z okazji rzuciły się do ataku. Georgia znana ze swoich
widowiskowych piruetów, wykorzystała te umiejętności. Rozszarpała brzuch i
ubranie olbrzymowi. Wróg wpadł w wściekłość. Zaczął machać toporami. Nivis, co
chwila robiąc uniki uścieła mu ręce i rzuciła jeden ze sztyletów w oko. Avril
szybko zeskoczyła z wroga i wskoczyła na niego jeszcze raz tym razem gryząc
jego szyję. Nie posiadała silnej szczeki tak jak jaguar, ale po kilku minutach,
wielki mężczyzna leżał martwy z rozszarpaną szyją.
Wtedy zaczęło się piekło. Wszyscy żołnierze rzucili się na 3 dziewczyny.
Georgia szybkim przysiadem uniknęła kolejnego pozbawienia głowy. Kiedy wbijała
przeciwnikowi ostrze w brzuch, zaatakował ją następny. Widząc, ze pierwszy
jeszcze żyje wyciągnęła ostrze i robiąc piruet odcięła głowy oby dwóm.
Nivis trafiła na doświadczonego weterana, który lubił bawić się w kotka
i myszkę. Ku jego nieszczęściu natknął się na Avril, która rozszarpała mu
głowę. Lądując jeden z żołnierzy zwalił się na nią. Zanim całkowicie ją
przygniótł, wyciągnęła swoje orle skrzydła i rzuciła go w górę. Końcówkami
skrzydeł, z których wystrzeliły ostrza przecięła na trzy części przeciwnika.
Widząc, że strażników przybywa, wskoczyła na pobliski murek zamieniając się
przy tym w gryfa. Kamienie pod jej ciężarem się zawaliły, ale ona już była
wysoko w powietrzu. Nagle zapikowała w dół i swym przeraźliwym gryfim krzykiem
zagłuszyła wszystkich. Georgia i Nivis zaczęły biec w przeciwnym kierunku.
Niestety odważniejsi żołnierze zaczęli biec za nimi. Nivis zatrzymała się i
chwilę wymieniając ciosy powaliła ich martwych na ziemię.
~Zamieńcie się w coś, w cokolwiek!
– krzyknęła Avril w ich myślach.
- Myślisz, ze nie wiem – odparła wkurzona Georgia. W życiu by nie
pomyślała, że mogą ich wziąć za odmieńców – NIVIS!
Dziewczyna odwróciła się w jej stronę i zaczęła biec. Georgia wyrzuciła
prawą dłoń przed siebie i ogłuszającym czarem powaliła przeciwników. Nivis była
coraz bliżej, a ona nadal nie skupiła magicznej energii na sobie. Avril także
nie umiała się skupić. Co chwila wzbijała się coraz wyżej, unikając strzał.
~ Nie mamy wyboru - powiedziały jednocześnie Avril i Georgia w
swoich umysłach.
Znak Georgii zaczął świecić wypalając przy tym rękawice. Oczy tak samo
przybrały mocno zielony kolor. Zawiał wiatr uciszający wszystko. Gdy Nivis
znalazła się przy Georgii spojrzała na nią pytający wzrokiem. Nagle ktoś rzucił
w ich stronę sztylet, ale nie zauważyły go, gdyż Avril lecąc w ich stronę,
dotknęła Georgii.
Nagle znalazły się na skraju wielkiego boru. Wiatr znów wiał naturalnie.
Świat kręcił się w swoim rytmie, jak gdyby w samym środku miasta nie zaistniał
nagły skok energii tworzący wiele szkód na wiele lat. Georgia rozejrzała się
dookoła. Ani śladu elfa, a co dopiero człowieka. Teleportowały się na wielkie
pustkowie, w którym natura rządziła się swoimi prawami. Zbliżało się południe. Temperatura powietrza
wzrastała z każdą chwilą. Na wielkiej przestrzenni miało się wrażenie, ze jest
się na pustynni. Nivis od bardzo dawna nie była w miejscu tak gorącym, dlatego
też, co chwila robiło jej się słabo. Georgia tez nagle się zachwiała. Zauważyła
krew na ziemi. Pochodziło ona od Avril, z jej lewej łapy. Zaskoczona zmarszczyła
krwi. Okazało się, że w jej ranie nie ma ostrza. Spojrzała na swoja rękę.
Rękojeść ładnie wygrawerowanego sztyletu wystawała z jej ramienia. Szybkim
ruchem wyciągnęła go i zważyła w dłoni.
- Lekki – odparła Georgia
- Elficki – dodała Avril.
- Może jeszcze angielski? – prychnęła Nivis.
- Aa tego to już nie wiem…, ale nigdy takiego nie widziałam.
Nivis zaintrygowana, chodź trochę zła, podeszła do dziewczyny.
- Mogę zerknąć? – Georgia podała jej sztylet. Przybliżyła go do oczu i
zaczęła mu się przyglądać badawczym wzrokiem
– Marcus.
- Co?
- Takie nadano mu imię. Coś mi mówi, że to od naszego przyjaciela,
najwyższego dowódcy Convalli. Tylko, że on przecież odszedł zanim rozpoczęła
się walka – Nivis oddała sztylet Gy. Irbisica wskoczyła na kamień żeby mu się
lepiej przyjrzeć.
- Na pewno z Convalli, bo jest herb tego miasta – wymamrotała kotka.
-Możliwe, ale nie gdybajmy. Może jak spotkamy jakiegoś elfickiego kowala
to dowiemy się czegoś więcej o tej broni, a teraz – dziewczyna wyciągnęła
czarną skórę i owinęła w nią sztylet – Masz Avril, tobie nikt go nie ukradnie. Kotka
chwyciła w zęby pakunek obracając głowę na lewy bok wsunęła przedmiot pod czarną
skórę.
- Jak ty możesz w czymś takim chodzić? – Nivis spojrzała na Avril z góry
na dół.
- U nas walczące zwierzęta zawsze się ubierają, aby wróg nie odkrył ich
tożsamości. Bo jak już kilka lat temu odkryłaś, iunctus’y są podobne do
swoich ludzkich polówek – kotka rozszerzyła swoje kocie wargi w uśmiechu. Nastąpiła chwila ciszy, która została
przerwana przez nagły podmuch orzeźwiającego wiatru.
- Chyba trzeba by znaleźć jakieś źródło, ale w tak wielkim lesie, takie
strumyki biorą w początek w sercu boru – oznajmiła Georgia. Przysiadła na
pobliskim głazie, ale od razu wstała. Kamień był tak samo gorący, a nawet
gorętszy niż powietrze.
- Już wolę iść przez pół dnia w cieniu drzew, niż na pustkowiu – jęknęła
Nivis.
- Całkowicie się z nią zgadzam. Nie wiem jak ty Georgia, ale ja jestem
irbisem i chodź przyzwyczaiłam się do wysokich temperatur i posiadam twoja
ognista cześć to ta, gorąca ziemia sparzy mi opuszki i za daleko nie dojdziemy.
- Niech to piorun trzaśnie – zaklęła ruda.
- No wiesz, planowałyśmy to od samego początku, ale jak widać nasi
kumple z Convalli pokrzyżowali nam plany.
- Ale mogłyśmy po prostu dobiec do bramy i zwinąć dwa kopytne.
Avril spojrzała na Georgie.
- Nie wiem, może.
Nivis zakryła twarz w dłoniach. Za każdym razem, gdy słyszała rozmowę
Avril i Georgii miała ochotę rozwalać głazy na drobny mak. Nie można było się
niczego dowiedzieć z tych rozmów, bo ich cześć odbywała się w głowach jej
przyjaciółki i jej iunctus’a. A prawda była taka, że one same nie
musiały sobie podawać różnych informacji, ponieważ jeżeli jedna o czymś się
dowiedziała, to druga automatycznie też do wiedziała.
- Nie no proszę was!
Mogłybyście przynajmniej raz w życiu gadać normalnie?! Mam dosyć domyślania się
tego, co chcecie mi przekazać, chociaż w ogóle do mnie nie mówicie! – fuknęła
dziewczyna. Zdenerwowana nagle wstała i zaczęła chodzić tam i z powrotem nie
wiedząc, co ze sobą zrobić. Georgia i Avril wymieniły spojrzenia i się
przymknęły.
- Chodzi nam o to – zaczęła
powoli Avril – Że planowałyśmy od samego początku ukraść konie. A przynajmniej
konia, dopóki się z tobą nie spotkałyśmy.
- Niestety pan Marc wziął nas
za odmiennych. Jesteśmy trochę inne, ale oni to całkowicie inna bajka. Więc
wracając do Marca, zaatakował nas swoją dywizją i musiałyśmy nagle wiać… i - Georgia i Avril znów spojrzały na siebie.
- I w Convalli przez kilka…
naście lat będą działy się dość straszne rzeczy.
Nivis nagle odwróciła się w ich
stronę. Georgia zrobiła sztuczny uśmiech.
- Co macie na myśli? – Nivis
ściągnęła płaszcz i otarła nim spoconą twarz.
- Chciałyśmy teleportować się
używając czarów, niestety nie umiałyśmy się skupić, dlatego tez użyłyśmy
energii podnosząc jednocześnie stan pierwiastków promieniotwórczych.
- To nie jest widoczne, ale
zanim ich wartość spadnie minie duży kawał czasu. A to sprawi, że będą się
rodzić kalekie dzieci, ludzie będą chorować na rzadkie choroby, albo po prostu
przedwcześnie umierać – dodała Avril.
- Poza tym... mogą być
nieurodzaje– Georgia przeczesała palcami włosy. Nivis gapiła się na nich
oniemiała.
- I to wszystko przez jeden
teleport poprzez energię?!
- Noo tak… . Nam to w ogóle nie
szkodzi. Ludziom lub innym stworzenia, co się teleportują tez nie, ale tym, co
byli w pobliżu teleportowanych tak.
- Wiecie, co, może lepiej już
chodźmy poszukać jakiejś wody, a potem zastanowimy się, co dalej. Georgia,
Avril… zdaje się na was. Wy potraficie ujarzmić zwierzęta, więc gdybyśmy
spotkali jakąś bestie, chyba nie powinnam się aż nadto martwić? – Nivis
próbowała zrobić dobrą minę do złej, gry, lecz nie bardzo jej to wyszło.
- Noo… jeżeli tak twierdzisz -Georgia
wstała i otrzepała się z kurzu, który wiatr nawiał na jej płaszcz. Avril rozciągnęła się i jako pierwsza weszła do lasu. Za nią ramię w
ramię kroczyły Georgia i Nivis. Na początku słońce dość często prześwitywało
między koronami drzew, jednak im bardziej wgłębiały się w leśne ostępy, tym
robiło się ciemniej. Czasami bywało tak duszno, ze musiały przystawać, żeby
nabrać tlenu. Gdy słońce już nie paliło tak niemiłosiernie, wiatr zaczął
mocniej wiać, dawając lepsze orzeźwienie. W końcu po długiej ciszy Nivis się
odezwała. Nie lubiła iść z kimś i nie rozmawiać. Była ona z natury dość
gadatliwa, szczególnie, gdy spotkała się z Georgią i Amber.
- A więc jak długo byłyście w Convalli? – zagadnęła.
- Z jakieś dwa miesiące? Przynajmniej według moich obliczeń. Niestety
Avril straciła rachubę czasu i sama nie wiem czy te obliczenia są zgodne z
prawdą – odparła Georgia.
- Rozumiem. Ja tam byłam przejazdem. Pech chciał, że trafiłam na jeden z
tych wielkich targów, co odbywają się, co roku w innym mieście. Dlatego też
zostałam na dłużej, aby przynajmniej ominąć ten napływ ludzi. Nie lubię, gdy
podróżując spotykam, masę ludzi. Bywają bardzo ciekawscy, a niektórzy nawet
zaczepiają.
- Wiemy cos o tym – zaśmiała się Avril. Na chwilę przystanęła, jakby
usłyszała coś godnego uwagi, lecz okazało się, że to kowalik grasował w
krzakach.
- Nie dziwię się. Przeciwieństwie do mnie, wy macie powodzenie u facetów,
a czasem nawet u dziewczyn – Nivis posłała kuksańca Georgii. Dziewczyna tylko
pokręciła głową i nie skomentowała tego.
- To był żart – zachichotała. – A możecie powiedzieć coś więcej oo…
- NIE!
Nivis, aż zrzedła mina, kiedy usłyszała te nagłą i stanowcza odpowiedź
od Avril i Georgii.
- Ale jeszcze nie dokończyłam pytania – wyżaliła się.
- To nie znaczy, że nie wiemy, o co ci chodzi. Ty za każdym razem pytasz
się o nich, a my nie mamy najmniejszej ochoty o tym rozmawiać. Poza tym
mówiłyśmy już ci i temat jest zakończony – Georgia przejechała językiem po
zębach.
- Ale z waszej wypowiedzi nic nie można było wywnioskować, wy tak mało
informacji podałyście, jakbyście się w ogóle nie znali, a byliście razem
przez... no właśnie jak długo ze sobą byliście? – Nivis założyła ręce na
pierwsi i przystanęła.
- Nie ważne - zawołała Georgia i nawet nie patrząc na Nivis szła dalej
za Avril. Brunetka miała ochotę udusić czerwonowłosą, a także jej wrednego
kota. Lecz żeby za bardzo nie zostawać w tyle rozwiała swoje mordercze myśli i
ruszyła za kumpelami. Przez resztę wędrówki nie poruszała tego tematu. Zdawała
sobie sprawę, ze gdyby Georgia i Avril chciały wyjawić więcej, zrobiłyby to
dawno. Niestety, gdy ona lub sama Amber zaczynały temat o jej ostatnim ex,
tamte nabierały wody w usta. Najwyraźniej miały powody, dla których nawet swoim
przyjaciółkom nie mówiły o tamtych chłopakach.
Była już czwarta popołudniu. Przez ten czas, Avril upolowała dwa zające.
Kotka zjadła całego na surowo, a Nivis drugiego usmażyła, chodź jak stwierdziła
Georgia wolałaby go zjeść bez pieczenia. Ale nie była aż tak wredna żeby
wywoływać mdłości u przyjaciółki. Od tamtego skromnego obiadu nic nie jadły, a
popiły go reszta wody Nivis. Powietrze znacznie się ochłodziło, szczególnie,
gdy odczuły pierwsze oznaki nadchodzącej burzy. Wiatr nabrał na sile, a Nivis
założyła swój ciemno brązowy płaszcz. Minęło sporo czasu, zanim burza rozszalała
się na dobre. Avril widząc, co zaraz nastąpi zatrzymała się i odwróciwszy się
do przyjaciółek spojrzała na nie pytająco. Georgia miała ochotę wołać o pomstę
do nieba, gdy pierwsze krople deszczu spadły na ziemię (nie omijając przy tym
jej samej).
- No to robimy obóz – stwierdziła na głos Nivis, chodź było to
całkowicie zbędne. Każda z nich zdawała sobie sprawę z postoju, który mógł
trwać nawet całą noc, a one (szczególnie Georgia i Avril) nie lubiły czekać.
- Nie możemy iść w deszczu, przecież mamy kaptury – Avril zrobiła
maślane oczy.
- Mi to tam zwisa i powiewa. Zresztą prędzej czy później będziemy
przemoczone do suchej nitki – Georgia
spojrzała na Nivis.
Dziewczyna wiedziała, że jej kupele mają racje, ale z drugiej strony nie
miała ochoty chodzić w deszczu, szczególnie po wielkim, ciemnym lesie.
- Domyślacie się, co sądzę po łażeniu po lesie podczas burzy, ale z
jednej strony mam dość już tej wędrówki. A w ogóle chce jak najszybciej znaleźć
szybszy środek transportu.
- No to postanowione.
Georgia założyła kaptur na głowę i szczelniej okryła się płaszczem.
Avril poczyniła to samo i ruszyła przodem. Deszcz przybrał na sile, a wiatr
hulał między konarami. Od czasu do czasu niebo przeszywała pojedyncza
błyskawica, aż w końcu niebo jaśniało od potężnych błysków. Grzmoty wstrząsały
ziemią, lecz wędrowczynie zdążyły przyzwyczaić się do tego huku. Wkrótce
znalazły się między mocarzami drzew. Wielkie pnie wspierały się na grubej
siatce korzeni. Co niektóre wystawały z ziemi powodując potknięcia, a czasem
nawet upadki nie spostrzegawczych wędrowców. Jak zwykle takie sytuacje zdarzały
się Georgii, która idąc od dłuższego czasu, robiła to automatycznie nie
zwracając uwagi na otoczenie.
- Ałć – jęknęła ruda, kiedy to po raz kolejny uderzyła się o prawa stopę.
- Georgia skończ się potykać, bo zaraz mi kości wlezą do przegubu.
Avril posłała jej wyzywające spojrzenie. Georgia żeby nie robić już
zamieszanie teraz szła tuż za kotką. W sercu wielkiego lasu było cieplej, a
czasami nawet duszno. Potężne korony drzew chroniły przed wielka ulewą z nieba.
Tylko niektóre krople miały szanse uderzenia w ziemie, dlatego też w tej części
lasu nie rosło nic poza potężnymi drzewami. Avril przystanęła na niewielkiej
skarpie, aby lepiej przyjrzeć się terenowi, który wyglądał podobnie jak
miejsce, w którym właśnie się znajdowały. Po krótkiej przerwie ruszyły dalej w
żmudną wędrówkę przez niekończący się las i z szalejącą burza nad głowami. Georgia ściągnęła kaptur, gdyż zaczął jej
ciążyć, a nie lubiła, gdy jej włosy są ulizane. Palcami rozczesała czerwone
kosmyki i z ciekawością zerknęła na Nivis. Dziewczyna posuwała się na przód
niczym jakieś widmo. Niewidzący wzrok miała utkwiony w ziemi, a ręce swobodnie
zwisały jej po bokach.
- Ej, żyjesz? – Georgia szturchnęła ją lekko. Brunetka nagle podskoczyła
i zaczęła się rozglądać, jakby zapomniała gdzie się znajduje.
- A to ty Georgia. Wystraszyłaś mnie – uśmiechnęła się blado.
Georgia zmrużyła oczy i uważnie jej się przyjrzała.
- Dobrze się czujesz?
- Taaaak… tak, a czemu pytasz?
- Bo jakaś blada jesteś i mam wrażenie, że się... pocisz?
- A nie to tylko przez zmęczenie, czyli normalka, poza tym… troszkę tu
duszno – Nivis ściągnęła kaptur i zsunęła z ramion płaszcz. Gdy to nic nie dało
rozpięła tunikę, aby chłodny wiatr muskał ciemną koszule pod spodem.
- Jeżeli chcesz…
- Czuję się dobrze… to tylko ta wędrówka i pogoda – zapewniła Nivis.
Georgia westchnęła i zaczęła rozglądać się na różne strony w
poszukiwaniu czegoś godnego uwagi. Niestety nie znalazła nic oprócz ptaków, które
śpiewały wysoko w górze. W dole zaś były ledwo słyszalne.
- Od pewnego czasu prowadzę, z Avril bardzo ciekawą rozmowę na temat...
emmm… pewnej osoby – zaczęła Georgia, która coraz bardziej żałowała, że sie w
ogóle odezwała.
- A któż to ta pewna osoba?
- Nivis… nikt inny tylko blondynek z convallijskiej straży, który...
przypadł do gustu Georgii – Avril zachichotała.
- E, e, e… nie przeginaj. Po
prostu zaczęłyśmy... właściwie to musiałabym ci najpierw powiedzieć, w jakich
to świetnych okolicznościach się poznaliśmy.
- A mianowicie rano, kiedy to razem miałyśmy już wychodzić z naszego
pokoju, ktoś zapukał do drzwi, które Georgia otworzyła. A w drzwiach stał nie, kto inny jak... –
Avril zerknęła na Nivis.
- Blondynek z convallijskiej straży?
- Oczywiście, że on. I po krótkiej wymianie zdań, gdzie to niby
oznajmił, że musi przeszukać pokój i oczywiście po przeszukaniu naszego lokum
ten oto facet zawstydził tę oto Georgię komplementem o butach, który brzmiał,
uwaga cytuję „ Ładne buty”.
Georgia chwyciła się za głowę i to dosłownie, a Nivis usłyszawszy piękną
wypowiedź Avril najpierw zrobiła dziwną minę, a potem wybuchła gromkim
śmiechem. Nie bardzo wiedziała, co ją tak bardzo rozśmieszyło: przemowa Avril,
reakcja Georgii, czy może kozaki Georgii?
- Okey… i co dalej? – zapytała Nivis, gdy już się uspokoiła.
- Potem oczywiście oddałyśmy klucz i poszłyśmy na targ. Tam Georgie
zwęszyła bardzo interesujący przedmiot…
- Który znany jest jako Świetliste Żądła – dokończyła Georgia.
Nivis przystanęła, gdy zauważyła, że Georgia z dość poważną miną szpera
w torbie. Nagle wyciągnęła z niej długie zawiniątko i podała je przyjaciółce.
Dziewczyna niepewnie sięgnęła po przedmiot, ale widząc pewne kiwnięcie Avril,
śmielej wyciągnęła ręce. Gdy ściągnęła materiał z rękojeści broni stanęła jak
wryta. Georgia widząc, ze Nivis zbyt szybko nie wróci do rzeczywistości
przysiadła na ziemi i zaczęła rysować. Avril postąpiła podobnie.
- Skąd wyście to wzięły?! – Nivis
posłała im piorunujące spojrzenie.
- To jest dobre pytanie! – Georgia wstała i otrzepała się z ziemi. –
Jeden zniszczony miecz na straganie z nieprzeciętną bronią. Czy to przypadek?
- Sorry, ale zbyt sługo żyje, żeby twierdzić, że to przypadek –
oznajmiła Avril. Nivis jeszcze raz spojrzała na miecz. Tym razem odsłoniła też
jej klingę. Napisy na głowni były starannie starte, tak samo jak herb. Jedynie
wyrzeźbiony na głowicy smok był w całkiem dobrym stanie. Dziewczyna zaczęła mu
się przyglądać, lecz znaki sugerujące gatunek gada zostały zniszczone.
- Ale przynajmniej mamy ten miecz, niezależnie od tego jakiemu gatunkowi
smoka on zagraża – Nivis zawinęła oręż.
- To, że miecz jest zniszczony, nie znaczy, że duch miecza zginął. Można
go łatwo zbadać. Oczywiście, my jesteśmy od tej części zwierzęcej, ale z pomocą
nekromanty, lub przynajmniej szamana… dałybyśmy radę. – Avril wstała.
- Nie wydaje mi się żeby ktoś, kto zatarł znaki na ciele broni, nie zatarł znaków na jej duszy, czy umyśle – Nivis
oddała miecz przyjaciółce, która z powrotem włożyła go do torby. – Może
pomyślimy o tym jak będziemy w Dolinie. Mamy jeszcze wiele do roboty, a miecz
jest w naszych rękach, a to już wielkie osiągnięcie. – Nivis uśmiechnęła się i
spojrzała w górę. Burza powoli przechodziła.
- Jak uważasz, ale będziemy musiało go pilnować jak oka w głowie –
stwierdziła na głos Georgia. Tamte mechanicznie pokiwały głową, zgadzając się z
nią. Nagle ruszyły w dalszą drogę.
- Nie było tak źle – Avril przyjrzała się niebu, które czasami
prześwitywało między liśćmi.
- Oby później nie przyszła kolejna wichura, bo wtedy nie będzie tak
wesoło.– dodała Georgia.
- Oby – mruknęła Nira .
Szły w milczeniu dobrych kilka chwil, gdy nagle coś skrzypnęło. Georgia
przystanęła w pół kroku. To samo robiła Avril. Nivis zaś zaczęła się rozglądać.
Na końcu spojrzała pytającym wzrokiem na przyjaciółkę. Lecz ta ani drgnęła.
Teraz do ich uszu dobiegła rozmowa. Przytłumiona, jakby z oddali jednak
zbliżająca się coraz bardziej. Dwoje mężczyzn powoli kroczyło leśną drogą.
Dziewczyny niespostrzeżenie osunęły się w cień.
~ Ciekawe, kto to… - odezwał
się w umyśle Nivis głos. Sama już nie wiedziała czy należał do Georgii czy
jednak do Avril. Były bardzo do siebie podobne.
~ Nie wiem – powiedziała
Nivis, bardziej do siebie, niż do innych.
Ludzie jak gdyby nigdy nic przechodzili obok wielkiego dębu, z którym
kryły się trzy nieznajome. Byli zbyt pochłonięci rozmową, aby dostrzec, ledwo
widoczne cienie na ziemi.
- Myślisz, że to był dobry pomysł… no wiesz, stawiania obozu w lesie –
zapytał jeden. Był niższy i trochę krępy, jednak spod koszuli można było
dostrzec umięśnione barki.
- Nie wiem, naprawdę nie wiem. Z jednej strony tak, bo tutaj nie jest
tak upalnie, ale drugiej… co można spotkać w lesie? – odparł drugi mężczyzna,
wyższy od pierwszego, lecz nie chudszy.
Georgia przekręciła głowę na bok, niczym dziecko przyglądające się nowej
zabawce.
~ Co można spotkać w lesie?... Hmm,
to brzmi trochę podejrzanie – stwierdziła Avril.
~ Czy, aby tylko podejrzanie?
Georgia lekko wychyliła się zza dębu, aby bardziej przyjrzeć się istotom
rodzaju ludzkiego. Niestety żaden z nieznajomych nie posiadał zbroi,
informującej o pochodzeniu. Kątem oka dostrzegła, że Nivis zbytnio nie
interesuje się ludźmi, którzy przeszli tu dopiero, co. Dziewczyna siedziała na
korzeniu i na pierwszy rzut oka, można by stwierdzić, ze się kołysze. Jednak
Nivis próbowała dostrzec kształt, który przykuł jej uwagę, niestety o dziwo
przeszkadzały jej paprocie, które rosły sobie przy drzewie naprzeciwko. Georgia
spojrzała za siebie i nie widząc nic konkretnego, zaczęła znowu przyglądać się
nieznajomym, których teoretycznie już nie było, jednak dziewczyna nadal
słyszała ich głosy.
~ Oni gdzieś idą…
~ Konie…
Avril nagle znalazła się przy Nivis i zaczęła ją szturchać.
- Dziewczyno wstawaj!
- Co? Co się stało? – zdezorientowana Nivis wstała i spostrzegła, ze
Georgia szybkim krokiem pędzi w stronę, … no właśnie nie bardzo wiedziała,
dokąd ona pędziła. Dziewczyna zaczęła biec za Georgią i Avril, które ani
myślały zwolnić. Do jej uszu dobiegł fragment rozmowy, na początku myślała, że
to dziewczyny, jednak były to męskie głosy. Kątem oka dostrzegła ruch po
prawej. Zmarszczyła brwi i odwróciła głowę. Jej wzrok spotkał się ze
zdziwionymi spojrzeniami dwóch mężczyzn. Nie zatrzymując się, pobiegła za
Avril. Georgia była już daleko z przodu, kiedy to nagle skręciła w lewo i
zniknęła.
- Cholera – zaklęła Avril i w jednym momencie znalazła się za drzewem.
Nivis ledwo nadążając za nią znalazła się za wysokim bukiem.
- Co… to… ma… znaczyć? – zapytała zdyszana Nivis. Była zbyt zaskoczona,
żeby przygotować się do szybkiego marszu, a potem sprintu. Najbardziej zdziwiło
ją to, ze Georgia nic jej nie powiedziała. Avril przyłożyła swój koci wydłużony pazur do
pyska. Dziewczyna przekręciła oczami i zapytała o to samo w myślach.
~ Gdybyś nie gapiła się na
paprotki, to byś wiedziała, że chyba znalazłyśmy środek transportu.
Przynajmniej teoretycznie - Avril zaczęła wyglądać za swoją towarzyszką,
lecz jej nie dostrzegła.
~ Co to za ludzie?
~ Nie wiem. Twierdzimy, że
całkiem niedaleko stąd jest jakiś większy obóz.
~ Co masz na myśli mówiąc...
większy? – Nivis spojrzała
dziwnie na Avril. Ta tylko pokiwała głową.
- Tego się obawiałam – szepnęła do siebie..
Nivis o wiele lepiej znała się na europejskich rodach walczących ze
sobą, niż jej towarzyszki. Od pewnego czasu ciągle wędrowała wzdłuż i wszerz
Europy. Widziała to i owo, dlatego tez nauczyła się unikać pól bitewnych, a
przede wszystkim obozów zakładanych przez królów podczas wojny. Nagle została
wyrwana z rozmyślań przez tętent końskich kopyt. Dziewczyna nawet nie śmiała
sprawdzić, kto to jedzie, gdyż Georgia o mało nie doprowadziła ją do zawału.
Nagle ślizgiem zahamowała tuż obok niej. Ruda przykucnęła, otrzepała się z runa
i przysiadła obok Nivis
- Zaatakujemy ich.
Tak jak przewidziała wcześniej, została obdarowana spojrzeniem w stylu
WTF?! I to nie tylko ona, bo Avril też się oberwało.
- Nie rób takich minek, tylko za chwilę wyskakujemy i wyślemy tych
ludków do zaświatów.
- Ta jasne- wyszeptała Nivis. – A ci dwaj, co szli. Przecież nas
zobaczą.
- Pieprzyc ich – odparły jednocześnie Avril i Georgia.
- No dobra. A plan?
- Jaki znowu plan?! – Georgia się zagapiła i powiedziała to głośniej niż
zamierzała, lecz jej głos i tak został zagłuszony przez chichot koni.
Wystraszone zwierzęta zaczęły wierzgać, gdy na leśną drogę wyskoczyła Avril w
pełnym rysztungu. Ryk Avril, był bardziej gryfim skrzekiem, lecz kto będzie
patrzeć na takie drobiazgi.
Jeden z jeźdźców wyciągnął strzałę zza pleców. Strzelił w stronę gryfa,
lecz ten skoczył na niego doprowadzając do zawału wierzchowca. Żołnierz uderzył
z impetem w drzewo, rozwalając sobie przy tym czaszkę. Pod wpływem ciężaru
Avril zmiażdżył też sobie kręgosłup i klatkę piersiowa, ale dla martwego już
człowieka, było to już mało istotne. Zdezorientowani żołnierze, a było ich
pięciu, zawrócili konie i strzelali z łuków i kusz, lecz to wiele nie pomogło,
przy miażdżącej sile gryfa. Wtem do akcji wkroczyły Georgia i Nivis. Wyskoczyły
zza drzewa, niezauważone przez jeźdźców. Georgia wskoczyła na jednego z
wierzchowca i wbiła szpony w serce żołnierza. Zrzuciwszy martwego wyciągnęła
miecze i cięła jednego z przeciwników po ramieniu. Widząc, ze ten robi zamach
pochyliła się i pognała przed siebie. Jadąc odchyliła się do tłu i rzuciła nóż
za siebie zabijając jeźdźca.
Nivis nadal niezauważona rzuciła w jednego sztyletem, trafiając go w
głowę. Mężczyźni widząc kolejnego przeciwnika odwrócili się, ale wtedy zostali
zaatakowani przez Avril, która ściągnęła ich z siodeł i robiąc zamach rzuciła
ich, gdzieś w las. Georgia zawróciła i przystanęła obok brunetki. Siedziała na
czarnym, smukłym rumaku, dobrze umięśnionym. Nivis wybrała brudno kasztanowatą
klacz. Wsiadła na konia i przystanęła obok rudej, która zaczęła przyglądać się
rozlanej krwi.
- Ty tak zawsze? – zapytała Nivis.
- Co?... A nie, nie… Czasami przyglądam się krwi różnych istot, gdyż z
niej można wiele wyczytać.
- Poza tym krew ludzka jest taka... zwykła i... śmiertelna – dokończyła
Avril.
Nivis pokręciła głową i zawróciwszy wierzchowca ruszyła w stronę, z
której przyjechali jeźdźcy. Dziewczyny nie zauważyły dwóch mężczyzn napotkanych
wcześniej. Stali oni niedaleko i przyglądali się zaistniałej sytuacji. Widząc,
że nieznajome odjeżdżają puścili się szybkim biegiem w stronę obozu, do króla.
***
Georgia, Nivis i Avril wjechały do hordy. Trzy zakapturzone postacie
wkroczyły do wojskowego obozu robiąc nie małe zamieszanie. Na początku, kiedy
to namioty znajdowały się jeszcze w lesie żołnierze spoglądali na przybyłych
nieznajomych z wyraźnym zaskoczeniem. Dopiero później, gdy dziewczyny zamieniły
kłus w cwał, a Avril trucht w bieg, ludzie zamieszkujący obóz zdali sobie
sprawę z tego, że wtargnęli trzej zakapturzeni nieznajomi z niewiadomymi zamiarami.
Mężczyźni zaczęli krzyczeć do siebie, a jeden nawet próbował zagrodzić im
drogę, lecz w ostatniej chwili odskoczył na bok. Dziewczyny w bardzo szybkim
tempie przemierzyły połowę hordy i znalazły się w jej centrum. Pociągnęły za
wędzidła, a wierzchowce zwolniły. Powoli szły w stronę największego z namiotów.
Znajdowały się już pod gołym niebem. Serce lasu, jak wcześniej twierdziły,
wcale nim nie było. Był to jeden z tych starych borów, których już coraz mniej
na świecie i które swym wyglądem przypominają mroczne zakątki centrum lasów.
Georgia z nudów zaczęła przyglądać się mężczyznom, których mijała.
Niestety szybko skończyła, gdyż okazali się być nie w jej typie. Miedzy czasie prowadziła krótkie wymiany zdań
z Avril.
Nivis zaś
wszystko słyszała, co jej przyjaciółki mówiły, bo stwierdziły, że nie muszą
tego ukrywać przed nią. Według nich rozmowy te były normalne, ale brunetka
uważała inaczej. Wtem skręciły na wielki plac, tuz obok królewskiego namiotu.
Tkanina była biała z wyhaftowanymi wzorami roślinnymi i zwierzęcymi.
- Jakby co to ja ci tego nie mówiłam… ale ten namiot jest chyba elficki
– Nivis wyrównawszy się w Georgią pochyliła się do niej i szepnęła do ucha.
Ruda i Avril zaczęły się mu przyglądać.
- Faktycznie, jest trochę elficki – odszepnęła Georgia.
Z namiotu obok wyszedł postawny mężczyzna ubrany w czarne ubranie i
trochę jaśniejsza zbroję.Za nim ustawili się dwaj inni, bez zbroi i bardzo
zdyszani.
- Poinformowano mnie, że przed chwilą 2 młode kobiety i jeden kot
zaatakowali naszych jeźdźców jadących przez las. Jak widać, chyba owa trójka
przyjechała nas odwiedzić – dowódca
lekko odwrócił się w stronę innych i uniósł jedna brew. Można było usłyszeć
chichot niektórych z żołnierzy. Georgia i Nivis spojrzały po sobie, jedynie
Avril nadal gapiła się na obcych ludzi.
- Nasi goście są coś małomówni – mężczyzna zachichotał i podszedł do
Nivis. Ta spojrzała na niego jadowitym wzrokiem. Niestety nie mógł tego
dostrzec pod ciemnych kapturem. Sięgnął po lejce, ale Nivis pociągnęła je na
lewo, aby koń się odsunął.
Mężczyzna westchnął.
- Jestem dowódcą tutejszej jazdy. A król Methros ma u mnie największe
zaufanie…
Nivis od razu odwróciła głowę w stronę Georgii.
~ Methros... kobieto... ty nawet
nie zdajesz sobie sprawy, w co my się wpakowałyśmy. To najokrutniejszy król w
całej Europie!
~ To on?! – głos Georgii i Avril rozbrzmiewał głowie
Nivis przez długie chwile. Georgia zeskoczyła lekko z konia rozbryzgując przy
tym błoto. Poklepała konia po szyi i wolnym krokiem podeszła do dowódcy. Obok
niej szła Avril.
- A więc chcemy rozmawiać z królem Methros’em!– oznajmiła na głos
Georgia. Namiot odsłonił się a z niego wyszedł
kolejny facet. Starszy od dowódcy, mający wiele blizn na twarzy, jednak nadal
bardzo silny. W jego oczach kryło się zło i rządza zadawania bólu.
- Chcecie rozmawiać z królem, więc oto jestem – Methros rozłożył ręce.
Georgia szybkim ruchem ściągnęła kaptur. Wieczorny wiatr rozwiał jej
czerwone włosy, odsłaniając szpiczaste uszy. Nivis miała ochotę płakać, jednak
poszła za przykładem Georgii.
- A jednak… to wy… zaatakowałyście…
- Chciałybyśmy – przerwała dowódcy Georgia – u was przenocować. Jeżeli
wasza królewska mość wyrazi zgodę. Cały dzień wędrowałyśmy, a przed nami
jeszcze szmat drogi.
- Słyszeliście panowie! Dwie młode panny chcą u nas przenocować! – król
odwrócił się w stronę żołnierzy. Salwa śmiechu uniosła się nad obozem.
- Rano nas już nie będzie! – zawołała Nivis. Król spojrzał w jej stronę.
– Jedziemy do Indii.
Georgia westchnęła. Avril czarem ściągnęła część zasłaniającego ją
płaszczu. Wtedy król spojrzał na nią.
- Niech będzie. Trzej wędrowcy nie zrobią nam różnicy przy 6 martwych
jeźdźcach. Ale mieszkacie z dowódcą – król zachichotał i wszedł z powrotem do
namiotu. Nivis zsiadła z konia i podała lejce jednemu z giermków.
- Zapraszam – dowódca odchylił wejście do namiotu. Georgia spojrzała na
niego z góry i weszła do środka, a za nią Avril. Nivis przyszła troszkę
później, gdyż musiała ujarzmić swoją klacz, która wystraszyła się zaskrońca.
Namiot był ładnie urządzony. Materiał był cienki, dlatego tez było w nim
przyjemnie chłodno. Georgia podeszła do jednego z rogów namiotu, gdzie leżał
stos futer. Wzięła jedno i zrobiła sobie z niego posłanie, chodź dowódca
nalegał, że mogą spać na jego posłaniu. Dziewczyna miała ochotę mu przywalić,
niestety wyprzedziła ją Avril, która zostawiła mu na pamiątkę 3 blizny po
kocich pazurach. Wtedy dowódca się przymknął, ale nie na długo. Później
przyszła Nivis, która też zrobiła sobie swoje posłanie, nie reagując na
zaczepki dowódcy.
- Moje drogie panie, co do światła… - dowódca przymknął się, gdy
zobaczył ich dziwne miny. Była to mieszanina wściekłości i zdziwienia.
Jednocześnie spojrzały na kulę światła wiszącą u gry. Była to magiczna kula,
która świadczyła o tym, ze w obozie jest mag.
- Damy sobie radę – powiedziała prze zaciśnięte zęby Avril. Mężczyzna
pospiesznie wyszedł, aby znowu nie dostać z liścia. Gdy klapa od namiotu znowu
opadła wędrowczynie odetchnęły z ulgą.
- Boże, jaki ten facet jest upierdliwy – Avril wskoczyła na swoje
posłanie.
- Liczy na nasze względy – Nivis zachichotała.
- Taa… chyba twoje… - Georgia
ściągnęła płaszcz, następnie zaczęła rozpinać swój czarny coxit. Ściągnęła
płaszcz z bronią, a to wszystko rzuciła niedbale na prymitywne lóżko. Teraz
została tylko w czarnym kombinezonie w wysokich butach z nagolennikami, a także
w rękawicach z zarękawiami. Zmęczona usiadła obok Nivis.
- Wiesz, co mnie najbardziej dziwi, że siedzimy sobie w namiocie dowódcy
jazdy, a to w dodatku w obozie kierowanym przez króla Methros’a,
najokrutniejszego króla, jakiego znam.
- Nie zdziwiłabym się, że nie siedziałybyśmy sobie tutaj gdybyśmy nie
zabiły tych 6 jeźdźców.
- No, bo jak stwierdziłaś jest on najokrutniejszy i chyba.. wcale nie
głupi..
- Myślicie, że coś kombinuje? – Nivis uniosła brwi.
- Nie wiem, ale wszystko jest możliwe. Jedyne, co ja wiem, to wstajemy o
4.00 – Georgia dopadła jedną z poduszek i zaczęła się nią bawić.
- Chyba cie pogięło?! Cie, was, kurde już sama nie wiem, w jakiej osobie
mam to mówić – wkurzona Nivis objęła rękami nogi.
- Mów jak uważasz... Ale wydaje mi się, że jeżeli nas przyjęli tak po
prostu, można by rzec, że z otwartymi ramionami, to znaczy, że coś jest nie
tak. Ale mnie teraz nogi bolą, więc idę
spać – Georgia rzuciła się na swoje
posłanie.
- A kolacja? Nie jesteście
głodne? – zapytała zdziwiona Nivis.
- Jesteśmy – odparły jednocześnie.
Nivis westchnęła i również się położyła, zaś Avril padła obok Georgii.
Minęło kilka chwil, w której to dowódca wchodził i wychodził z milion razy.
- Cholera Nivis! – Georgia wyparzyła z łóżka i sięgnęła po torbę, gdzie
miała jeszcze kilka jabłek. Nivis zaczęła się śmiać i zwinęła jeden owoc rudej.
Avril wkurzona, że ciągle jej się kiszki skręcają na widok jedzących dziewczyn,
wyskoczyła z łóżka i wyszła z namiotu. Na dworze był spokój, dopóki nie
pojawiła się Avril i nie zaczęła atakować królewskich królików. Po chwili była
z powrotem z dwoma zwierzakami w pysku. Po małym posiłku udały się na
spoczynek. Były tak zmęczone, że nie od razu zasnęły. Obudziły się dopiero nad
ranem. Słońce jeszcze nie wstało, a dowódca spał w najlepsze. Dziewczyny ubrały
się i spakowały a po chwili na paluszkach wyszły na świeże powietrze.
Było wpół do czwartej, a Georgia, Nivis i Avril szykowały się do
dalekiej podróży. Teraz, kiedy zaliczyły ostatni przystanek z udziałem ludzi,
mogły bez przeszkód udać się w stronę Indii. Dziewczyny osiodłały konie i
kłusem ruszyły przez obóz.
- Ale przecież strażnicy są na nocnej zmianie! – jęknęła Nivis.
- Walić ich – Avril uśmiechnęła się szeroko i zaczęła biec. Dziewczyny
pogoniły wierzchowce ostrogami, a te zaczęły cwałować. Niestety wielu żołnierzy się obudziło. Widząc
uciekinierów, wyciągnęli broń. Georgia zmrużyła oczy i jednego przepołowiła na
dwie części, dając do zrozumienia, ze mają się cofnąć. Żołnierze się odsuwali,
jednak po chwili za nimi galopowała straż.
- No to pięknie! Avril zabiję cię! – krzyknęła Nivis i odwróciwszy się w
siodle rzuciła czar ogłuszający w stronę jeźdźców.
- Szybcy są… ! - stwierdziła Georgia.
- Chyba się tego spodziewali! – odkrzyknęła Avril.
Jeźdźcy na chwilę przystanęli, ale od razu pojawili się następni. Nagle
coś szarpnęło o nogę Georgii. Dziewczyna straciła równowagę i spadła z konia.
- Georgia! – usłyszała krzyk Nivis.
~ Jedź dalej, dogonię was!
Dziewczyna wstała z pomocą miecza. Potrzasnęła głową, aby wrócić na
ziemię, ale zbytnio to nie pomogło. Zanim odzyskała całkowitą przytomność,
wokół niej stali jeźdźcy. Spojrzała na nich. Zdawała sobie sprawę, że wygląda
gorzej niż wariatka, ale teraz było to mało istotne. Spadła na ręce,
zamieniając się w gryfa. Wyciągnąwszy skrzydła wzleciała w górę. Machanie
skrzydłami sprawiało jej ból, gdyż mocno pogruchotała sobie plecy. Na szczęście
udało jej się dogonić Nivis i ledwo biegnącą Avril. Wylądowała w siodle konia,
co też nie było zbyt dobre po tak twardym upadku. Dopiero teraz zdała sobie,
sprawę, że Nivis ciągle macha mieczem, a Avril szponami. Georgia odwróciła się
w siodle. Pobierając energię ze wschodzącego słońca rzuciła potężny jęzor
ognia, niczym ze smoczego pyska. Ogień trawił wszystko w promieniu 100 metrów.
Może nie był to najmocniejszy czar, ale zawsze dawał jakieś większe szanse
ucieczki. Avril widząc, co robi Georgia wspomogła ją swoją mocą. Były już
blisko końca obozu, gdy nagle słońce wydało pierwsze promienie tego dnia.
***
- Wiesz, głodna jestem– stwierdziła Georgia.
Nivis miała ochotę ją udusić. Razem z Avril na zmianę powtarzały to od
10 minut.
- Mówiłyście mi to już z milion razy!
-Ale to wszystko wina, tego durnego czaru z tym ogniem, gdyby nie on,
byłabym jeszcze najedzona…
- Przynajmniej teoretycznie – Avril posłała jej złośliwy uśmieszek.
- Przynajmniej teoretycznie, też mi coś – Nivis zaczęła przyglądać się
północnym widokom.
- Nie no nie denerwuj się tak. Powinnaś się cieszyć no, bo przecież
puściłyśmy z dymem cały obóz króla Methros’a – Georgia zachichotała.
- Może nie zrobiłyśmy tego specjalnie, ale energia słoneczna zrobiła
swoje.
- Dobra nie tłumaczcie się już. Przed nami szmat drogi.
- Taa… musze jeszcze raz pożegnać się z królem Methros’em i jego obozem
niebędącym już obozem, ale co tam – Georgia zatrzymała się i zawróciła, aby
spojrzeć na wielkie dymy, a nawet i jeszcze ogień niszczący horde.
- Masz racje, jest to piękny widok, ale możemy już jechać dalej? –
zapytała Nivis.
- Oczywiście! – Avril rozpostarła skrzydła i wzbiła się w powietrze. Niestety
Georgia nadal podziwiała wschodnie widoki.
-Dobra, no to Georgia zostaje… wygląda na to, że spodobał jej się
dowódca jazdy – Nivis zawróciła konia i ruszyła w dalsza drogę. Ruda słysząc to
i korzystając z nieuwagi przyjaciółki rzuciła czar. Nivis cała w piórka jechała
dalej.
- Menda! -rzuciła i pojechała przed
siebie. Avril żeby bardziej ją wkurzyć, zaczęła wyrywać piórka z jej odzienia. Tak,
więc wokół dziewczyny latało pierze.
- Skończcie już! – i w jednej chwili wszystkie piórka znalazły się na
ziemi.
- Hyy... moje piórka! – Georgia dogoniła Nivis i wszystkie trzy wybuchły
śmiechem.
-Dobrze ci tak –Nivis pokazała język Georgii, a ta udała, ze się
obraziła. Minęło kilka chwil nim się
uspokoiły. Za nimi majaczyły wschodnie widoki oszpecone przez dym, a wczesniej
przez jęzory ognia, które pożarły cały obóz króla Methros’a. Dziewczyny były
bardzo zadowolone z tego zadania, a w szczególności Georgia, która wpadła na
ten pomysł. Jednak do tego wydarzenia
wrócą jedynie raz w swoim życiu.
A teraz znowu był piękny i słoneczny poranek, kiedy to Georgia, Avril i Nivis
skierowały się na wschód w stronę Indii.
Koniec części pierwszej.
I jak się
podobało? Czekam na komenty :D
"Brum brum brum... jedzie sobie samochód, a Amber musi nauczyć się po hindusku.. huehuehue... " wyślij SMS o wczesniejszej treści na numer 45235, a dostaniesz zestaw Zjeżonych Bryli :DDDD
Koncert Zboczonych Zicherek... nananana :DDD
OdpowiedzUsuńA ja będę pierdzielić po hindusku! ŁIIIII. Em... Super to napisałaś! ^^
OdpowiedzUsuńUlubiony fragment: "-Hyyyy! Moje piórka!" :DD
OdpowiedzUsuń