( I jak ja mam to znowu zacząć? Ludzie heeeelp...
nosz cholera… jakie zwierze… kura… Georgia i Nivis zaatakowały kure. No WTF?!
Pipipipp… bububub.. Koniec świata, blablabla.. koniec świata.. uuu. Uuuuu..
tralala la.. tiririri.. Mii.. wii.. )
Georgia uważnie śledziła każdy
jego ruch. Razem z Nivis i Avril ustawiły się pod wiatr, aby ofiara nie wyczuła
ich zapachu. Kątem oka widziała Nivis ze swym łukiem. Strzałę nałożyła już na
cięciwę, aby w odpowiednim momencie wystrzelić ją w stronę ich kolacji. Od 3
tygodni były w Indiach. Pod koniec
kwietnia wyruszyły w daleką podróż do rodzinnego kraju Amber. Teraz rozpoczął
się sierpień - kolejny miesiąc pory monsunowej. Dla dziewczyn nie była to zbyt
dobra informacja. Na szczęście – według Avril – były blisko Gangesu. Co
oznaczało, że teraz muszą tylko poszukać wioski Amber. Nagle jeden z kur
oddalił się od zwartej grupy ptaków. Może nie była to wielka odległość, ale to
wystarczyło, aby Nivis mogła bezbłędnie trafić w zwierzę. Trafiony samiec
zaczął się wydzierać, strasząc inne ptaki. Nivis szybko wystrzeliła kolejną strzałę,
ale pocisk trafił w ziemie. Avril zamruczała niezadowolona, doprowadzając zwierzęta
do jeszcze większego zawału. Georgia wyciągnęła trzy noże i zaczęła nimi
rzucać. Pierwszy trafił w młodą samicę, prosto w szyję. Następny chybił od
postrzelonego samca, jednak trzeci nóż już go dobił, zanim ten zdołał uciec w
zarośla. Znużona Avril wyskoczyła na małą polanę, aby upolować coś dla
siebie. Niestety większość ptaków
uciekła i zostały tylko kilka starych i chorowitych, ale irbisica nie
pogardziła nimi i zabiła ostrzenie 3 sztuki. Georgia wyszła zza krzaków, aby
pozbierać noże i kury.
- Godzinę polowałyśmy, na
jakieś durne kury. Upolowałyśmy dwie i co najlepsze… jedna o mało nam nie zwiała!
– naburmuszona Nivis złożyła łuk na plecy i pomogła Georgii.
-Ale nam nie uciekła i mamy
dwie kury, a nie jedną – dodała z radością Georgia. – To ja idę poszukać drewna
na ognisko. Dziewczyna zniknęła między drzewami.
- I to niby jest powód do
radości? – zapytała Nivis, ale rudej już nie było.
- A co ciebie ugryzło? – Avril
spojrzała na wysoka elfkę i zabrała się za swoją kolację. Nie przebadała
zbytnio za kurami, ale gdy nie było nic innego w pobliżu potrafiła się nimi zadowolić.
- Mam już serdecznie dosyć tej
cholernej wyprawy. Jeszcze ten deszcz. Pewnie to on mnie tak dobija. Dzień w
dzień pada, a czasami pada bez przerwy i to całymi dniami i nocami.
- Ale teraz nie pada –
zauważyła kotka i zabrała się za udko.
- Bo przestało, a gdyby nie
przestało nie miałybyśmy kolacji!
- Miałybyśmy kolacje tyle, że
ona nie składałaby się z kur bankiwa … tylko z…
- No właśnie, z czego? – Nivis
położyła dłonie na biodrach i wbiła wzrok w irbisa. Avril zerknęła na nią od
niechcenia i odparła między kęsami.
- Zawsze się coś znajdzie.
Nivis miała ochotę ją rozwalić
na miliony kawałków, ale tylko prychnęła i odwróciła się w stronę kur. Wiele
razy wściekała się na iunctus’a Georgii, ale nigdy nie warzyła się go tknąć.
Zdawała sobie sprawę, że dotkniecie Avril bez zgody Georgii byłoby niczym… no
właśnie niczym, co? Nivis nie wiedziała, co poczułaby jej przyjaciółka, gdyby
na przykład pogłaskała Avril po głowie. Zawsze chciała oto zapytać Georgie, ale
nie wiedzieć, czemu bała się tej rozmowy.
Po kilkunastu minutach z lasu wyłoniła się Georgia. W rękach miała
gałęzie: jedne bardziej, drugie mniej suche, lecz to wystarczyło, aby rozpalić
ogień. Gdy ognisko już płonęło Nivis kończyła
skubać pierwsza kurę. Ruda usiadła obok niej i zabrała się za drugą. Pracowały
w ciszy, nie czując potrzeby odezwać się nagłos. Nawet Georgia i Avril nie
rozmawiały w myślach, tak jak to zwykle robią. Nivis z lekkim obrzydzeniem
nadziała kurczaka na zaostrzony patyk i powiesiła nad ogniskiem.
-Masz może jakieś przyprawy?
- Imbir może być?
Nivis zmierzyła wzrokiem
przyjaciółkę.
– Skąd ty do cholery masz
imbir?!
- Zwinęłam jakiemuś kupcowi, …
gdy go napadali, więc skorzystałam okazji. Nie miałam zbyt wiele czasu, żeby…
- Nie mijałyśmy, żadnego kupca
ani handlarza!
- Ty, nie… bo spałaś –
stwierdziła bez ogródek Avril.
Nivis z dziwną miną wróciła do
opiekania kurczaka. Doprawiła go imbirem i innymi ziołami, które znalazła
niedaleko ich obozu. Do końca dnia nie odzywała, no chyba, że było to
konieczne. Georgie na początku to denerwowało, ale gdy zjadła całkiem dobrą
kolację (którą popijała winem - także
zabranym od owego kupca), stwierdziła, że nic nie może zakłócić jej spokoju
ducha.
- O której jutro wstajemy? –
zapytała od niechcenia Nivis.
- Nie wiem. Wolałabym jak najwcześniej,
może o czwartej?
- 4.30
- Pół godziny w te czy we w te,
różnicy nie zrobi. Dobra ja idę spać – Georgia wzięła swój plecak i położyła
się pod jednym, z drzew. Avril zaś obok niej.
- Okey – mruknęła Nivis. Wzięła
swój koc i zwinęła się w kłębek niedaleko ogniska. Gapiła się w dogasające
płomienie, ale sen nie chciał nadejść. Wkurzona odrzuciła przykrycie i sięgnęła
po bukłak z wodą. Od ciągłego przyglądania się tańczącym językom płomieni
powinny ją boleć oczy, lecz bolało ją gardło. Przełknęła kilka haustów i od
razu poczuła się lepiej. Zakręciła bukłak i już miała kłaść się z powrotem, gdy
w krzakach coś zaszeleściło. Znieruchomiała na moment, ale nic się nie
wydarzyło. Tylko wiatr kołysał gałęziami i liśćmi. - Oj Tavi, masz zwidy –
powiedziała do siebie i położyła się. Tym razem sen przyszedł od razu. Spała
tak twardym snem, że gdy Georgia ją potrzasnęła, podskoczyła o mało nie
wydrapując przy tym rudej oczu.
- Opanuj się! – syknęła
dziewczyna i ruszyła powrotem do swojego
legowiska.
- To już ranek? – zapytała
sennym głosem.
-Nie, dochodzi północ.
Nivis zmarszczyła brwi i padła
powrotem na posłanie.
- Wstawaj! – szturchnęła ją
Avril – Nie mamy czasu!
Brunetka w jednej chwili dostała
nagłego przypływu energii i zerwała się na nogi.
- Możecie mi powiedzieć, co
jest grane?!
-Ciiiiiiiii!!! – uciszyły ją
dziewczyny. Georgia nagle wstrzymała oddech, ale po chwili wypuściła powietrze.
– Co mówiłaś?- Nivis spiorunowała ją
wzrokiem.- Ach tak... po drodze ci powiem – rzuciła i zapięła pas z
bronią. – Pakuj się!
Nivis bez słowa spakowała się.
Nie bardzo wiedząc jak udało jej się tego dokonać w tak krótkim czasie.
Dogasiły tlące się drewno i przykryły je ściółką. Georgia założyła swój
postrzępiony, czarny płaszcz i ruszyła w las. Nivis poszła za nią starając się
robić jak najmniej hałasu. Niestety Georgii lepiej to wychodziło. Przechodziła między drzewami niczym cień...
niczym kot. Szły przez las dobre dwie godziny i nie dostrzegły ani jednej żywej
duszy.
- Możesz w końcu powiedzie mi,
co jest grane, bo się obrażę, siądę tu i nie wstanę dopóki nie usłyszę pełnej
odpowiedzi! – Nivis założyła ręce na piersi.
- Niewiele ludzi na świecie zna
dokładne położenie Smoczej doliny– odparła ruda i ruszyła dalej. Nivis
uśmiechnęła, się, ale nagle zdała sobie sprawę z bez sensowności tej
odpowiedzi.
- Co?! Przecież to nie ma sensu.
Dobrze wiem, że Smocza dolina jest zbyt dobrze ukryta dla 99% ludzi. Georgia,
albo się ogarniesz, albo zacznę krzyczeć! - Nivis stanęła i wpatrywała się w
Georgie swoimi lagunowymi oczyma, tym razem już naprawdę zła. Jej towarzyszki
nagle zrobiły tył zwrot i stanęły twarzą w twarz ze wściekłą Alphą. Najbardziej
jednak zaskoczyło Nivis to, że ich twarz w ogóle nie wyrażała strachu.
- Może gdybyś powiedziała to spokojnie,
wręcz za spokojnie, niczym mój ojciec, to może bym się wystraszyła – odparła i
ruszyła dalej. Tavi westchnęła i zrównała się z Georgią.
- Dobra, niech ci będzie – zaczęła brunetka. - Jedyne, co wywnioskowałam to to, że coś się
stało.. Nie wiem, czemu łazimy po tym lesie i teraz jak wspomniałaś o Smoczej
to nawet się trochę wystraszyłam. Ja już mam dość tej wyprawy! Przez cały czas
musimy się ukrywać. Ty jesteś może do tego przyzwyczajona, ale ja nie. Ja nie
robie sobie wrogów na każdej drodze, bo wiem… dobra nie ważne… . Chodzi mi o
to, że … ta wyprawa to jak jakieś tortury…
-Tortury?! Co ty możesz
wiedzieć o torturach? – Georgia spojrzała na Nivis.
- Jeżeli nigdy nie widziałaś
tortur, albo co najlepsze nigdy nie torturowałaś, to nie wymawiaj pochopnie
słów, których prawdziwego znaczenia nie znasz! –warknęła Avril skręciła w
prawo.
Nivis stanęła jak wryta.
- Idziecie?! – rzuciła
irbisisca zza pleców.
- Wiem, że się denerwujesz,
wkurzasz i w ogóle… mogłabyś raz w życiu odpuścić i iść tam, dokąd cię
prowadzą? Dowiesz się, o co chodzi, ale we właściwym czasie.
Nivis straciła cierpliwość.
- Mam dosyć! Nie będziecie mną
manipulować, nie jestem wasza marionetką! Albo w tej chwili mi powiecie, o co
do jasnej cholery chodzi, albo wracam powrotem! – Nivis zaczęła wrzeszczeć.
Wystraszone nocne ptaki uciekły na inne drzewa. Przez moment nastała dziwna
cisza, jakby zaraz miało się coś wydarzyć.
- No to idź! Na co czekasz?!
POKAŻ JAK BARDZO ZALEZY CI NA STADZIE!
- Twierdzisz, że mam gdzieś
Dolinę?! Stado, które założyłam?!
- Wiesz, przed chwilą chciałaś
uciekać, gdzie pieprz rośnie! I to ma być Alpha?!
- A może to ty chcesz być
Alpha?! Próbujesz mnie strącić z tego stanowiska. Nie myśl, że nie wiedziałam,
jak spiskowałaś przeciwko mnie!
- Ja.. CO?! Ja spiskowałam? Nie
zaprzeczę, zastanawiałam się, jakby to było, gdybym była Alphą, ale to nie
znaczy, że spiskowałam! – Georgia i Nivis mierzyły się wzrokiem. Ni stąd ni
zowąd pojawiła się Avril.
- Skończyłyście już?!
- Dlaczego, nie chcesz mi
powiedzieć o co chodzi?! – powiedziała powoli Nivis.
-Bo to nie dotyczy ciebie.
- A kogo? Zapewne ciebie i
jednego z twoich facetów?
- Znowu się zaczyna – Avril
przekręciła oczami i zawróciła.
-To jest sprawa moja i Avril!
Jeżeli wiesz, że nie chcesz się w to mieszać, to na cholerę próbujesz robić
wszystko na przekór temu?!
- To, że nie chce się mieszać,
to nie znaczy, że nie mogę wiedzieć, o co chodzi!
Georgia westchnęła.
- To było wtedy, gdy ciebie nie
było, a my próbowaliśmy podtrzymać stado. Zrobiłyśmy coś, czego nie powinnyśmy
były robić.
Nivis powoli zaczęła się
uspokajać. Ale adrenalina znowu jej podskoczyła.
-Co zrobiłyście? – zapytała
całkiem spokojnie. Przynajmniej tak jej się wydawało. Georgia nagle zanurzyła
się we swoich wspomnieniach.
- Niewiele ludzi zna położenie
Smoczej doliny... ale to wystarczy, aby ja zniszczyć – powiedziała tylko i
odwróciła się. Nivis już chciała ją zawołać, ale Avril zamknęła jej usta.
- W Smoczej dolinie, jest pewne
miejsce. Bardzo stare, pełne wspomnień. Myślę, że powinnaś się tam udać. Wiem,
że to nic ci nie mówi, ale powinnaś obrać to, jako misję. Nie jest dane ci
dowiedzieć się wielu rzeczy z ust twoich przyjaciół, przynajmniej tych, których
nazywasz przyjaciółmi. – Avril kiwnęła
lekko głową i ruszyła za Georgią. Nivis nadal stała. Stała w miejscu pełnym
wspomnień. Wspomnień kłótni jej i Georgii, a nawet Avril.
- Bardzo stare, pełne wspomnień – usłyszała echo głosu Avril w
swojej głowie. - Stare, stare… pełne wspomnień. Pewne miejsce, miejsce, miejsceee….
Stare, stare, stare…. Wspomnień.
- Stare miejsce, pełne
wspomnień. Miejsce… bogów – wyszeptała Nivis. Spojrzała w miejsce, gdzie
zniknęła Georgia z Avril. Przez moment odniosła wrażenie, że nie wie, co ma
zrobić. Dokąd ma pójść. Czy iść za Georgią? Zawrócić, albo może po prostu iść
prosto do Smoczej doliny? - Ale Amber -
pomyślała. Amber była jej przyjaciółką, tak samo jak Georgia, chodź z Amber znały
się dłużej. - Nie jest dane ci dowiedzieć
się wielu rzeczy z ust twoich przyjaciół, przynajmniej tych, których nazywasz przyjaciółmi
– znowu echo głosu Avril rozbrzmiało w jej głowie. Chociaż nie, to nie była
Avril. To był inny głos. Też koci, ale inny. Nivis znała ten głos, tylko nie
wiedziała skąd. - Georgia? Nie -
zastanawiała się. Jeszcze raz spojrzała przed siebie. – Georgia i Avril musiały
już się dość oddalić. Ale nie na tyle,
aby nie udało mi się ich dogonić. Skoro Georgia nie chce mi czegoś powiedzieć…
– Nivis przełknęła ślinę. Zdawała sobie sprawę, że jeżeli Georgia nie chciała
czegoś powiedzieć, chodźby nawet za cenę przyjaźni, musiała to być naprawdę mroczna
informacja.
Nivis wzięła głęboki wdech i
ruszyła dalej. Miała nadzieję, że jej towarzyszki nigdzie nie skręciły, bo to
by oznaczało przedzieranie się przez indyjskie lasy w pojedynkę. Dziewczyna
cicho szła, chodź im dłużej tak szła tym wzrastał w niej niepokój. W końcu sięgnęła
po łuk i nałożyła strzałę na cięciwę. Nie podobał jej się ten spokój. Zerknęła
na pobliskie krzaki. Miła wrażenie, że zobaczyła tam oczy. Zamrugała i
spojrzała w to samo miejsce, ale po oczach nie było śladu
- Taci... odbija ci po prostu – pomyślała. Szła dalej. Czasami
musiała używać noża, aby zapanować nad roślinami, które jak na złość, jakby
próbowały zatrzymać dziewczynę. Nagle coś skrzypnęło. W jednej chwili myślała,
ze to ona nadepnęła na gałązkę, ale nie czuła pod stopami żadnej z takich
rzeczy, a przynajmniej żadnego suchego patyka, który pod jej ciężarem mógłby
pęknąć. Lekko zestresowana szła dalej. Liście biły ją po twarzy, gdyż las stał
się gęstszy. Ze wszystkich stron otaczała ja zieleń, a właściwie czerń, która
tylko przy świetlne księżyca stawała się ciemną zielenią. Nagle znowu coś
usłyszała. Zaniepokojona odwróciła się do tyłu. Nagle zdała sobie sprawę, że
coś ją ciągnie w kostce. Spojrzała w dół i zanim zdążyła cokolwiek pomyśleć,
leżała na ziemi. Próbowała uwolnić nogę,
ale jakieś silne ręce złapały ją za ramiona i przytrzymały. Inne zakneblowały
usta i założyły worek na głowę. Zaczęła się wiercić i szamotać, ale to nie dało
większego efektu. W końcu zdesperowana zaczęła krzyczeć, przynajmniej próbowała
przez kawałek materiału, który jej przeszkadzał. Darła się ile sił w płucach,
lecz nagle oberwała w czymś w głowę. Worek troszkę złagodził uderzenie, ale i
tak na chwile ją oszołomiono. Gdy odzyskała pełną sprawność umysłową, ktoś ją niósł
niczym worek mąki. Miała związane ręce
nogi, ale umysłu jej nie związali, dlatego też po krótkim na myślę rzuciła czar
na oprawców. Nie wiedziała, kim są ani jak wyglądają, dlatego też miała słabe
pole do popisu. Jednak zwykły czar podpalający zadziałaj. Po chwili poczuła
zapach dymu. Oprawcy zaczęli coś krzyczeć. Nivis została brutalnie rzucona na
ziemie. Kilka razy została kopnięta. Nie wiedziała czy celowo, czy przypadkiem,
jednak nie zmieniał to faktu, że miała ochotę rozwalić Georgie i Avril na
miliony, miliardy kawałeczków.
- Zapewne, jak to usłyszała teraz ucieka na któryś z końców świa. –
westchnęła w myślach Nivis i zaczęła rozwiązywać linę u rąk. Była mocno
związana, używała tez czarów, ale chodź więzy nie były już tak mocno ściśnięte,
nadal była związana. Zdyszana postanowiła chwile odsapnąć. Nie bardzo
rozumiała, co się działo poza jej workiem na głowie. Słyszała krzyki. Jedyne,
co wiedziała, to podpaliła las, a ogień dość szybko się rozprzestrzeniał.
Mężczyźni biegali w różne strony, co ją zdziwiło. Nagle znowu została
podźwignięta do góry.
- Nasza dziwka się rozwiązała –
łup, kopniak w brzuch. Nivis skrzywiła się. Nagle poczuła, że ktoś majstruje
jej przy spodniach. Została pchnięta na plecy.
- Co ty robisz?! – zapytał ktoś
z dziwnym akcentem.
- Nawet ogień mi nie
przeszkodzi. Przecież tyko magazyn się podpalił.
-Magazyn z amunicja! – ryknął
drugi.
Nivis próbowała myśleć na
wysokich obrotach, ale cos jej to nie wychodziło. Teraz liczyło się to, że jej
oprawca próbował ją zgwałcić. Poczuła, że się pochyla. Zrobiła zamach nogami. Z
całej siły kopnęła go w klatkę piersiową. Mężczyzna zaczął kląć. Inny złapał ją
za ramiona i postawił. Ku jej szczęściu (przynajmniej tak jej się wydawało)
ściągnął jej worek i uderzył w twarz. Dziewczyna upadła. Złapał ja ponownie i
już przymierzał się do kolejnego uderzenia z pieści. Nagle coś wbiło mu się w
głowę. Mężczyzna upadł na Nivis a z głowy sterczał mu kuchenny nóż.
***
Zdenerwowana Georgia przedzierała
się przez las. Po chwili dołączyła do niej Avril. Gdzieś tam za nimi stała
Nivis. A może nie stała, tylko zawróciła z powrotem w stronę Europy. Dziewczyna
jakoś nie miała ochoty zastanawiać się, co zrobiła jej przyjaciółka. Wróć! Jej
była przyjaciółka, bo nie sadziła, aby Nivis nadal ją lubiła.
- Misja?! A co ciebie znowu
napadło? – Georgia zapytała swojego jumactus’a. Avril nie odpowiedziała, lecz
po chwili zdała sobie sprawę, że to pytanie było skierowane do niej.
- Ee, co? Mogłabyś powtórzyć?
- Co to za misja, którą rzekomo
poleciłaś Nivis.
- No, bo ona…, jaka misja?! –
Avril przystanęła i potrzasnęła głową, chcąc poukładać myśli. Georgia również
się zatrzymała i spojrzała dziwnie na Avril. Przez chwile spoglądały sobie w
oczy.
- Coś mi się zdaje, że będzie
lepiej, jeżeli znajdziemy Amber i jak najszybciej wyniesiemy się z Indii.
- Ja o tym marze od 3 tygodni –
rzekła Avril. Georgia omiotła swymi zielonymi oczętami ciemny, deszczowy las i
ruszyła dalej. Irbisica zaczęła swój monolog. - Zakładamy, że ktoś potężny
całkiem niedawno wlazł mi do umysłu i przemówił do Nivis. Ja pamiętam tylko
urywki z tej rozmowy, a właściwie, to im dalej płynie czas, tym coraz bardziej
te urywki mi sie zamazują. Ale tylko jakieś bóstwo byłoby wstanie wejść do
mózgu jumactus’a.
- Nie musisz mi tego mówić.
- No wiem, ale wole ci
powiedzieć to, co JA myślę, żebyś czasem nie myślała, że to TY pomyślałaś.
-Niech ci będzie – mruknęła
Georgia i nożem cięła przeszkadzające im krzaki. Oby dwie jakby przyspieszyły,
nie żeby się bały, ale miały jasne przeczucie (a Avril zdołała nawet to
wywęszyć), że ktoś jeszcze jest w pobliżu. Georgia zdawała sobie sprawę, że w
dwójkę nie dadzą sobie rady przeciwko… hmm... Iluś tam napastnikom, którzy bardzo
dobrze znali tutejsze tereny.
-Ganges.
Avril zbyt pochłonięta
węszeniem zapachów, nie zareagowała na pytanie, a właściwie stwierdzenie
Georgii.
- Co?... Ganges przecież jest przed… nami – Avril spojrzała na swoją
towarzyszkę. Ostatnie słowo wypowiedziała wolniej, jakby bała się, że spowoduje
samozapłon.
-Tu nie ma Gangesu. Ktoś nas zmylił.
- Na pewno nie...
Georgia nagle padła na ziemie, a
Avril doskoczyła do niej. Miały szczęście, że stały niedaleko gęstych zarośli. Grupa
mężczyzn kierowała się w stronę, z której one dopiero przyszły. Mówili w języku
hindi. Przynajmniej niektórzy. Wśród nich było kilkoro europejczyków. Georgia i
Avril wlazły między krzaki, gdzie swoje legowisko miały kury bankiwa. Zwierzęta
nie spodziewały się nagłych przybyszów w ich świetnej kryjówce. Jak poparzone
wyskoczyły dziobując Georgię i Avril. Kotka zawarczała, aby je odgonić. Georgia
zaś wyciągnęła nóż i zabiła bardzo odważną i jednocześnie bardzo wredną kurę. W
skrócie można by rzec, że w krzakach rozpętała się jatka. Mężczyźni, na chwilę
zapomniani przez śledzące ich dziewczyny wyciągnęli broni i skierowali ją w wrzeszczące krzaki.
- Co jest?! Mówiliście, że
nikogo tu nie będzie! – krzyczał któryś z europejczyków z bardzo dziwnym
akcentem.
- Bāgha, bāgha !!! – krzyczeli
hindusi uciekając jak najdalej od krzaków.
- Co się dzieje?! … JACK!
- Twierdzą, że to tygrys! …
rozpętało istne piekło! Spieprzajmy …, ze to tygrys! – zawołał ktoś inny,
prawdopodobnie Jack. Mężczyźni tym razem pobiegli dalej, ale nie wszyscy.
-STAĆ!
- Marc! Szybko! Znaleźliśmy..!
Georgia i Avril były zbyt
zajęte, aby dokładnie słuchać krzyków Jacka, Marca i ich hindusów. Ale
wyraźniejsze słowa docierały od ich uszów. Avril zaczęła warczeć i skakać z
jednej na druga kurę, zabijając je. Nie umiała się na dziwić, że tych wrednych
zwierząt, aż tyle pomieściło się w zaroślach. Georgia zaś leżała próbując uchronić
się przed latającymi kurzymi pociskami. Wiele martwych kur leciała tez w stronę
mężczyzn.
- To nie!... to . WRACAĆ!
- Marc! Chodmy! IRBIS!
Georgia skoczyła jak porażona
prądem.
- AVRIL! SPADAMY!
Georgia wygramoliła się z
krzaków i cała w piórach i krwi pognała przed siebie. Avril po chwili znalazła
się tuż przy niej. Ruda nie wiedziała, czy zostały dostrzeżone przez Marca,
Jacka, czy kogokolwiek. Jednym ślizgiem wpadły pod krzaki, gdzie na szczęście
nie było kur.
- Bogowie, niech będą dzięki! –
mruknęła Avril. Poczym dodała. – Chyba zostanę wegetarianką...
- Ciii… - mruknęła Georgia. Dziewczyny
skulone siedziały w zaroślach wypatrując czegoś podejrzanego. Z daleka słyszały
krzyki owej grupki. - Chyba przeczesują
krzaki.
- Nie ujrzą zbyt pięknego widoku – odparła Avril i zerknęła na
Georgie. O mało nie parsknęły śmiechem.
- Dobra. Taka okazja może się jeszcze nie powtórzyć – Georgia
wyciągnęła mapę i rozłożyła ją na ściółce. Starała się, aby nie robić zbędnego
hałasu, ale wśród tak wielkiej ilości liści, było to trudne, wręcz niemożliwe.
Avril chwyciła pyskiem jeden z końców papieru i rozciągnęła mapę Indii. – Jesteśmy tutaj – wskazała palcem – a powinnyśmy być tutaj. Avril
spojrzała dziwnie na Georgie.
-Ale jakim cudem… ?! Jak
przepłynęłyśmy Ganges, nie przepływając go i jakim cudem wyczułam go przed
sobą, chociaż był za mną?
Georgia posłała jej wymowne
spojrzenie.
- Nienawidzę Indii –
powiedziała Avril, tym razem nagłos.
- Lepiej nie mów tego przy
Amber.
Usłyszawszy zbliżające się
odgłosy zwinęły mapę i wygramoliły się spod krzaków, robiąc przy tym tam wiele
hałasu, że Georgia odniosła wrażenie, iż usłyszeli je mężczyźni, którzy
przeczesywali teren jakieś 100 metrów dalej. Dziewczyny skierowały się na północ,
gdzie teren lekko opadał, aż nagle przystanęły.
- Nie możemy tam iść.
- Nie możemy.
Odwróciły się za siebie.
Mężczyźni je dostrzegli, już biegli w ich stronę.
- Raz się żyje…
Nagle rozległ się krzyk. Przytłumiony
krzyk wołającego o pomoc.
-NIVIS! – krzyknęły Georgia i Avril. W jednym momencie wydarzyło
się wszystko. Georgia podskoczyła i w jasnym błysku światła stała się potężną
smoczycą. Pod wpływem nagłej energii poprzewracała kilka pobliskich drzew. Lecz
ona nie zawracając na to uwagi, odbiła sie od ziemi. Będąc w górze zionęła
ogniem w stronę lasu. Avril zawarczała i zwiększyła swoje rozmiary. Z jej
grzbietu wyłoniły się orle skrzydła i dołączyła do swojej towarzyszki.
________________________________________________________
Przez was ludziska, moje opo pojawi się w więcej niż dwóch częściach, gdyż nic nie publikujecie x-(
Czekam na komenty i opowiadania :D
Czekam na komenty i opowiadania :D
Jako, że nie jestem Alpha tego stada nie mam zamiaru już niczego ogarniać na smoczej (oprócz szaty, która aktualnie jest w prawie nienaganym stanie, bo znowu troche posta przycieło xD).Niech Nivis też ruszy dupę, podobno ciągle się nudzi xD
OdpowiedzUsuńI jak wpadne na pomysł zrobienie bardziej wiosennej szaty, to zrobie.. w tej chwili jest jeszcze marzec, więc śnieg moze jeszcze troche posypać xD
OdpowiedzUsuń