Duchy Lasu
Była już noc. Ponura, cicha i otulająca spokojem ciemność
panowała w Smoczej dolinie. Śnieg znów zaczął prószyć jakby tego, co już leży
na ziemi było za mało. Westchnęłam cicho, naciągnęłam kaptur na głowę a kosmyki
moich czarnych włosów mieniły się skrzącymi płatkami śniegu. Rasha szedł obok
mnie, jak dziecko skacząc i próbując złapać płatki, jednak był tylko duchem i z
niezadowoleniem patrzył jak śnieg przez niego przenika i powoli opada na ziemię
tworząc kolejne warstwy białego wrednego puchu.
Otuliłam się ciaśniej płaszczem, byłam smokiem ognia jednak pod postacią elfki cholernie marzłam, dlatego nie lubiłam tej przemiany, ale aktualnie jej potrzebowałam. Śnieg trzeszczał pod moimi butami i to był jedyny dźwięk jaki teraz słyszałam oprócz mojego oddechu.
Po długim marszu przez las wyszłam na polanę, gdzieś w oddali majaczyła zorza polarna rozświetlając ten piękny krajobraz. Stałam na pagórku który lekko opadał w dół i ukazywał obszerną polaną całkowicie pokrytą śniegiem, wokół niej biegł las, wyglądało to jakby to miejsce było centrum tego magicznego miejsca. Wśród drzew majaczyły dziwne mgliste postaci, ni to zwierzęta ni ludzie, jakieś chore krzyżówki. Spokój i ciszę nagle przerwał głośny przeraźliwy krzyk, jakby kogoś obdzierali ze skóry. Rasha przerażony nagle zniknął pośród białego puchu poderwanego przez wiatr, rozejrzałam się czujnie. Wszystko znów ucichło, jedynie wiatr hulał pośród drzew, jednak co dziwne można było ujrzeć że na polanie śnieg dalej padał spokojnie przez nic nie poruszany.
Mgliste postaci skryły się i jakby wypatrywały czegoś czujnie. Jedna z nich wiła się pośród gałęzi nade mną, twarz miała ludzką ale szyja była długa i chuda a spod skóry wychodziły dziwne pnącza oplatające jej resztę ciała i tworzące pajęcze odnóża których były tam setki. Nagle odwróciła twarz w moją stronę. Była to twarz przerażonego dziecka, chłopczyka, oczy były całkowicie czarne, jedynie błądziła po nich niewielka biała źrenica. Z kącików oczu sączyła się czarna ciecz a z otwartych i zastygłych w przerażeniu ustach wyłonił się gadzi język.
Wzdrygnęłam się jednak nie przestraszyłam, odwróciłam wzrok a to coś zrobiło to samo. Drzewa na drugim końcu polany zaczęły się łamać, coś wielkiego szło w tę stronę. Cofnęłam się w głąb lasu chowając się w cieniu drzew. Srebrzyste promienie księżyca wyjrzały zza chmur i wszystko widać było dużo lepiej. Ostatnie z wielkich drzew padło na ziemię z głuchym trzaskiem. Po pniu przeszła dziwne czarne stworzenie pozostawiając za sobą krwawą smugę. Przyglądałam się dłuższą chwilę. Gdzie to w ogóle miało głowę do jasnej…? Wielka czarna kula z pajęczymi odnóżami, Głębokie rany na jego ciele wypełnione robactwem cuchnęły i krwawiły przez co stwór zostawiał posokę za sobą.
W ogóle nie rozumiałam o co chodziło, nie widziałam tego stworzenia wcześniej, ale może coś o nim czytałam…? Nie sądzę… Stworzenie z rykiem padło na ziemię i rzucało się próbując wydrapać robactwo z ran rozszarpując swoje ciało jeszcze bardziej. Ryki i jęki bólu rozchodziły się po polanie i nikły zaraz rozproszone przez wiatr na obrzeżach lasu. Interesujące…Zapatrzona w ten potworny i obrzydliwy obraz nie zorientowałam się nawet, że pająko-dzieciak zszedł z drzewa i siedział obok mnie skubiąc moje ramie odnóżami.
- Co? – Spytałam po chwili i gdy się odwróciłam prawie dotknęłam nosem jego oka. Ohyda…Mglisty duszek nic nie mówił, usta powoli zamknęły się a brwi ściągnęły w dół jakby błagalnie mnie o coś prosił, z każdym rykiem stworzenia jego skóra poruszała się jakby pod spodem coś żyło a wtedy dyszek wił się z bólu bezgłośnie krzycząc. Za trzecim rykiem oczy duszka przebiły pnącza i zaczęły oplatać jego twarz miażdżąc ją. Natychmiast wstałam zamieniłam się w wilka i zbiegłam z pagórka ślizgając się na zmrożonym śniegu, gdy byłam z 5 metrów przed stworem odór był tak nie do zniesienia, że prawie zemdlałam, ale potrząsnęłam łbem i bezradnie popatrzyłam na wijącą się kulę mięsa, krwi i robaków, chwilowo pośród tego całego gówna dostrzegłam złote ślepia. To nie było normalne, tym bardziej, że z niewiadomych przyczyn przez cierpienie tego stworzenia umierały leśne duchy. Nagle stwór rzucił się z rykiem w moją stronę, odskoczyłam niezdarnie bo nie spodziewałam się tego i padłam na śnieg. Stwór zaszarżował ponownie i tym razem poczułam jego obślizgłe odnóża na moim ciele.
Wzdrygnęłam się i nie potrafiłam opisać tego co poczułam, była to mieszanka przerażającego bólu i strachu…Ale nie mojego, tylko tego stworzenia. Wyrwałam się wbijając kły w jego odnóże i odbiegłam, zawróciłam i spojrzałam na swój grzbiet, tam gdzie dotknęło mnie to coś miałam paskudne poparzenie które na moich oczach wżerało się w skórę jeszcze bardziej, parę robaków chciało się wbić w ranę ale szybko je strząsnęłam. Warknęłam z bólu i zamieniłam się w smoka. Przemiany opanowałam już doskonale. Osłoniłam się skrzydłem i odepchnęłam stwora, obróciłam się i zadałam mu silny cios ogonem. W powietrze wzniósł się kłęb czarnej sierści a na ogonie zostało mi mnóstwo krwi i paskudztwa które zżerało stworzenie. Ryknęłam głośno, za każdym razem gdy dotknęłam stwora również odczuwałam ból. Uderzyłam ogonem o ziemie wycierając go o śnieg, odskoczyłam na bok i przeszłam wokół przeciwnika zataczając krąg i zastanawiając się gdzie uderzyć. Zanim zdążyłam odparować cios bez zastanowienia rzuciłam się na niego ze szponami. Czułam jak całe to paskudztwo mnie obłaziło, jednak moim celem było…Sama nie wiem po co właściwie to robiłam i się narażałam dla jakiś duszków. Chociaż, byłam ich stróżem. Zacisnęłam kły rycząc z przeszywającego moje ciało bólu. Cięłam i szarpałam szponami już w sumie na oślep, nic nie widziałam. Ku mojemu zdziwieniu ta czarna kula okazała się zupełnie innym organizmem, wyczułam tu trochę magii, ale nie potrafiłam tego sprecyzować. Czarne macki zaczęły oplatać mi pysk, unieruchomiły skrzydła i powoli nie mogłam się wydostać. Robaki usilnie chciały się przedostać do oczu albo do pyska, lub pod łuski ale nie dawały rady, jednak miały jedną opcje, rana którą miałam na grzbiecie. Palący ból ponownie przeszył moje ciało, nie wytrzymałam, ryknęłam i zaczęłam się szarpać. W szale rozerwałam kilka macek i wydostałam pysk a wtedy przez ułamek sekundy zobaczyłam brązową sierść. Wiedziałam już, że to za sprawą jakiegoś innego nekromanty jakieś zwierzę zostało zatrute pasożytem, który usilnie robił wszystko by wyssać całe życie z nosiciela. Wykorzystałam całą swoją pozostałą energię, rwałam i szarpałam kłami i szponami czarne macki. Krew lała się na wszystkie strony, tyle, że nie wiedziałam czy to moja krew czy raczej tego co próbowałam odratować….W końcu się udało, spod macek wyłonił się duży brązowy jeleń, ale nie tam jakiś zwykły, był to jeden z duchów tego lasu, opiekun zwierząt. Padł ze zmęczenia na ziemie i oddychał płytko i szybko, gdy tylko pasożyt zostawił go w spokoju rany powoli zaczęły się zasklepiać. Resztki macek które leżały na ziemi jakby rozpłynęły się wsiąkając w śnieg i zostawiając czarne ślady. Wszystko co mnie oblazło też powoli umierało a ja ledwo stałam na łapach. Krew z ran płynęła delikatnymi strumieniami po łuskach. Oddychałam ciężko a para z mojego pyska była bardzo widoczna, Zwiesiłam łeb w dół i nagle nie wiadomo w którym momencie zupełnie odleciałam. Najpierw rozmazał mi się delikatnie obraz a następnie po prostu nic nie pamiętałam. Obudziłam się w swojej jaskini, rozejrzałam się zdezorientowana i nagle zobaczyłam mnóstwo opatrunków na moim ciele. Podniosłam się co zajęło mi parę minut i chwiejnie podeszłam do wyjścia jaskini. Jakiś kształt przeleciał mi przed oczami, byłam zmęczona i cofnęłam się odruchowo.
Nivis wylądowała z ponurą miną i zamachnęła się skrzydłem.
- Jazda z powrotem do jaskini!
- Dobra, tylko nie bij… - Powiedziałam zrezygnowana, zawróciłam się i padłam na swoje legowisko. Nivis wlazła mi do jaskini a za nią nagle wpadła Georgia i Amber, a potem w ogóle wszyscy się tam zwalili jakbym parapetówkę urządzała.
Georgia łaziła mi po jaskini i oglądała wszystko po kolei, zwykle ich do siebie nie wpuszczałam ale teraz nawet nie miałam siły się odzywać, Amber odciągała ją, Nivis jak to siostra wypytywała się o wszystko i oczywiście ochrzaniała za to, że w ogóle wstałam. Musiałam wytrzymywać ich towarzystwo aż do samego wieczora. Udręka…Jednak byłam im bardzo wdzięczna za to, że mi pomogli, a ich towarzystwo jednak jakoś da się znieść.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Fabuła do dupy, akcja również, ale wypadało by w końcu napisać opowiadanie chociaż jakieś.
Nananana, Night niedorozwinięta pisarka XC
Otuliłam się ciaśniej płaszczem, byłam smokiem ognia jednak pod postacią elfki cholernie marzłam, dlatego nie lubiłam tej przemiany, ale aktualnie jej potrzebowałam. Śnieg trzeszczał pod moimi butami i to był jedyny dźwięk jaki teraz słyszałam oprócz mojego oddechu.
Po długim marszu przez las wyszłam na polanę, gdzieś w oddali majaczyła zorza polarna rozświetlając ten piękny krajobraz. Stałam na pagórku który lekko opadał w dół i ukazywał obszerną polaną całkowicie pokrytą śniegiem, wokół niej biegł las, wyglądało to jakby to miejsce było centrum tego magicznego miejsca. Wśród drzew majaczyły dziwne mgliste postaci, ni to zwierzęta ni ludzie, jakieś chore krzyżówki. Spokój i ciszę nagle przerwał głośny przeraźliwy krzyk, jakby kogoś obdzierali ze skóry. Rasha przerażony nagle zniknął pośród białego puchu poderwanego przez wiatr, rozejrzałam się czujnie. Wszystko znów ucichło, jedynie wiatr hulał pośród drzew, jednak co dziwne można było ujrzeć że na polanie śnieg dalej padał spokojnie przez nic nie poruszany.
Mgliste postaci skryły się i jakby wypatrywały czegoś czujnie. Jedna z nich wiła się pośród gałęzi nade mną, twarz miała ludzką ale szyja była długa i chuda a spod skóry wychodziły dziwne pnącza oplatające jej resztę ciała i tworzące pajęcze odnóża których były tam setki. Nagle odwróciła twarz w moją stronę. Była to twarz przerażonego dziecka, chłopczyka, oczy były całkowicie czarne, jedynie błądziła po nich niewielka biała źrenica. Z kącików oczu sączyła się czarna ciecz a z otwartych i zastygłych w przerażeniu ustach wyłonił się gadzi język.
Wzdrygnęłam się jednak nie przestraszyłam, odwróciłam wzrok a to coś zrobiło to samo. Drzewa na drugim końcu polany zaczęły się łamać, coś wielkiego szło w tę stronę. Cofnęłam się w głąb lasu chowając się w cieniu drzew. Srebrzyste promienie księżyca wyjrzały zza chmur i wszystko widać było dużo lepiej. Ostatnie z wielkich drzew padło na ziemię z głuchym trzaskiem. Po pniu przeszła dziwne czarne stworzenie pozostawiając za sobą krwawą smugę. Przyglądałam się dłuższą chwilę. Gdzie to w ogóle miało głowę do jasnej…? Wielka czarna kula z pajęczymi odnóżami, Głębokie rany na jego ciele wypełnione robactwem cuchnęły i krwawiły przez co stwór zostawiał posokę za sobą.
W ogóle nie rozumiałam o co chodziło, nie widziałam tego stworzenia wcześniej, ale może coś o nim czytałam…? Nie sądzę… Stworzenie z rykiem padło na ziemię i rzucało się próbując wydrapać robactwo z ran rozszarpując swoje ciało jeszcze bardziej. Ryki i jęki bólu rozchodziły się po polanie i nikły zaraz rozproszone przez wiatr na obrzeżach lasu. Interesujące…Zapatrzona w ten potworny i obrzydliwy obraz nie zorientowałam się nawet, że pająko-dzieciak zszedł z drzewa i siedział obok mnie skubiąc moje ramie odnóżami.
- Co? – Spytałam po chwili i gdy się odwróciłam prawie dotknęłam nosem jego oka. Ohyda…Mglisty duszek nic nie mówił, usta powoli zamknęły się a brwi ściągnęły w dół jakby błagalnie mnie o coś prosił, z każdym rykiem stworzenia jego skóra poruszała się jakby pod spodem coś żyło a wtedy dyszek wił się z bólu bezgłośnie krzycząc. Za trzecim rykiem oczy duszka przebiły pnącza i zaczęły oplatać jego twarz miażdżąc ją. Natychmiast wstałam zamieniłam się w wilka i zbiegłam z pagórka ślizgając się na zmrożonym śniegu, gdy byłam z 5 metrów przed stworem odór był tak nie do zniesienia, że prawie zemdlałam, ale potrząsnęłam łbem i bezradnie popatrzyłam na wijącą się kulę mięsa, krwi i robaków, chwilowo pośród tego całego gówna dostrzegłam złote ślepia. To nie było normalne, tym bardziej, że z niewiadomych przyczyn przez cierpienie tego stworzenia umierały leśne duchy. Nagle stwór rzucił się z rykiem w moją stronę, odskoczyłam niezdarnie bo nie spodziewałam się tego i padłam na śnieg. Stwór zaszarżował ponownie i tym razem poczułam jego obślizgłe odnóża na moim ciele.
Wzdrygnęłam się i nie potrafiłam opisać tego co poczułam, była to mieszanka przerażającego bólu i strachu…Ale nie mojego, tylko tego stworzenia. Wyrwałam się wbijając kły w jego odnóże i odbiegłam, zawróciłam i spojrzałam na swój grzbiet, tam gdzie dotknęło mnie to coś miałam paskudne poparzenie które na moich oczach wżerało się w skórę jeszcze bardziej, parę robaków chciało się wbić w ranę ale szybko je strząsnęłam. Warknęłam z bólu i zamieniłam się w smoka. Przemiany opanowałam już doskonale. Osłoniłam się skrzydłem i odepchnęłam stwora, obróciłam się i zadałam mu silny cios ogonem. W powietrze wzniósł się kłęb czarnej sierści a na ogonie zostało mi mnóstwo krwi i paskudztwa które zżerało stworzenie. Ryknęłam głośno, za każdym razem gdy dotknęłam stwora również odczuwałam ból. Uderzyłam ogonem o ziemie wycierając go o śnieg, odskoczyłam na bok i przeszłam wokół przeciwnika zataczając krąg i zastanawiając się gdzie uderzyć. Zanim zdążyłam odparować cios bez zastanowienia rzuciłam się na niego ze szponami. Czułam jak całe to paskudztwo mnie obłaziło, jednak moim celem było…Sama nie wiem po co właściwie to robiłam i się narażałam dla jakiś duszków. Chociaż, byłam ich stróżem. Zacisnęłam kły rycząc z przeszywającego moje ciało bólu. Cięłam i szarpałam szponami już w sumie na oślep, nic nie widziałam. Ku mojemu zdziwieniu ta czarna kula okazała się zupełnie innym organizmem, wyczułam tu trochę magii, ale nie potrafiłam tego sprecyzować. Czarne macki zaczęły oplatać mi pysk, unieruchomiły skrzydła i powoli nie mogłam się wydostać. Robaki usilnie chciały się przedostać do oczu albo do pyska, lub pod łuski ale nie dawały rady, jednak miały jedną opcje, rana którą miałam na grzbiecie. Palący ból ponownie przeszył moje ciało, nie wytrzymałam, ryknęłam i zaczęłam się szarpać. W szale rozerwałam kilka macek i wydostałam pysk a wtedy przez ułamek sekundy zobaczyłam brązową sierść. Wiedziałam już, że to za sprawą jakiegoś innego nekromanty jakieś zwierzę zostało zatrute pasożytem, który usilnie robił wszystko by wyssać całe życie z nosiciela. Wykorzystałam całą swoją pozostałą energię, rwałam i szarpałam kłami i szponami czarne macki. Krew lała się na wszystkie strony, tyle, że nie wiedziałam czy to moja krew czy raczej tego co próbowałam odratować….W końcu się udało, spod macek wyłonił się duży brązowy jeleń, ale nie tam jakiś zwykły, był to jeden z duchów tego lasu, opiekun zwierząt. Padł ze zmęczenia na ziemie i oddychał płytko i szybko, gdy tylko pasożyt zostawił go w spokoju rany powoli zaczęły się zasklepiać. Resztki macek które leżały na ziemi jakby rozpłynęły się wsiąkając w śnieg i zostawiając czarne ślady. Wszystko co mnie oblazło też powoli umierało a ja ledwo stałam na łapach. Krew z ran płynęła delikatnymi strumieniami po łuskach. Oddychałam ciężko a para z mojego pyska była bardzo widoczna, Zwiesiłam łeb w dół i nagle nie wiadomo w którym momencie zupełnie odleciałam. Najpierw rozmazał mi się delikatnie obraz a następnie po prostu nic nie pamiętałam. Obudziłam się w swojej jaskini, rozejrzałam się zdezorientowana i nagle zobaczyłam mnóstwo opatrunków na moim ciele. Podniosłam się co zajęło mi parę minut i chwiejnie podeszłam do wyjścia jaskini. Jakiś kształt przeleciał mi przed oczami, byłam zmęczona i cofnęłam się odruchowo.
Nivis wylądowała z ponurą miną i zamachnęła się skrzydłem.
- Jazda z powrotem do jaskini!
- Dobra, tylko nie bij… - Powiedziałam zrezygnowana, zawróciłam się i padłam na swoje legowisko. Nivis wlazła mi do jaskini a za nią nagle wpadła Georgia i Amber, a potem w ogóle wszyscy się tam zwalili jakbym parapetówkę urządzała.
Georgia łaziła mi po jaskini i oglądała wszystko po kolei, zwykle ich do siebie nie wpuszczałam ale teraz nawet nie miałam siły się odzywać, Amber odciągała ją, Nivis jak to siostra wypytywała się o wszystko i oczywiście ochrzaniała za to, że w ogóle wstałam. Musiałam wytrzymywać ich towarzystwo aż do samego wieczora. Udręka…Jednak byłam im bardzo wdzięczna za to, że mi pomogli, a ich towarzystwo jednak jakoś da się znieść.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Fabuła do dupy, akcja również, ale wypadało by w końcu napisać opowiadanie chociaż jakieś.
Nananana, Night niedorozwinięta pisarka XC
Jeee...opowiadanie^^
OdpowiedzUsuńMnie się podobało, poczułam dreszczyk emocji... taa, dreszczyk, te potworki były straszne i ohydne i to było... straszne :D
Było super, serio! A ja jestem bardzo wczesna z moim komentowaniem. :I
OdpowiedzUsuńW pierwszym komencie zapomnialam napisać o pewnych fragmentach: "a za nią nagle wpadła Georgia i Amber" =wybuchniecie Ziemi od środka... albo to "Georgia łaziła mi po jaskini i oglądała wszystko po kolei" to mnie już w ogóle doprowadzilo do łez ze śmiechu xD... kocham twoja opowiadania Night :D
OdpowiedzUsuń